13 listopada 2020

Mit Monte Cassino - prawdziwa historia legendarnej bitwy

Nie ulega wątpliwości, że czwarta bitwa pod Monte Cassino, tocząca się od 17 do 18 maja 1944 r., jest dla Polaków jednym z najważniejszych wydarzeń w historii wojskowości. Wszyscy wiedzą, że to właśnie polska flaga jako pierwsza zawisła na ruinach słynnego już klasztoru, a żołnierze z II Korpusu Polskiego zrobili coś, czego nie mogli dokonać Francuzi, Anglicy, Amerykanie, Hindusi oraz Nowozelandczycy. Na tym jednak przeważnie kończy się wiedza dotycząca tego legendarnego wydarzenia, które w konfrontacji z faktycznym przebiegiem wydarzeń tamtych dni, jest już nieco mniej imponujące.

Geneza 
Zanim Alianci dotarli pod Monte Cassino w styczniu 1944 r., przebyli długą drogę z Sycylii, gdzie wylądowali 10 lipca 1943 r. Od tego czasu z mniejszymi bądź większymi sukcesami parli na północ Włoch - ku Rzymowi. Jednak aby dostać się z regionu Campania do stołecznego Lazio, trzeba było przejść drogą nr 6 - dawna Via Castilina - bądź nadmorską drogą nr 7 - dawna Via Appia. Był to jedyny sposób, aby zdobyć Rzym lądem od południa. Pech chciał, że aby dotrzeć tam którąś z tych dróg, trzeba było także opanować liczące 519 m n.p.m. wzniesienie nad miastem Cassino, na którym znajdował się regionalny punkt turystyczny nr 1, czyli klasztor Monte Cassino. Było to na tyle istotne, że blokowało ono wejście do Doliny Liri, którą można określić "bramą do Rzymu". Zajmując wzgórze, droga do stolicy Włoch stała otworem, ale pierwsze trzeba było pozbyć się stamtąd Niemców, którzy bynajmniej nie zamierzali oddać go bez walki. 
 
Klasztor na Monte Cassino przed II wojną światową
Źródło: Adams P.C, Monte Cassino: Ten Armies in Hell, Oxford, 2013
I bitwa pod Monte Cassino   
Toczące się pomiędzy 17 stycznia a 18 lutego 1944 r. pierwsze starcie o Cassino, wzgórze nr 593 i Monte Cassino zakończyło się totalną klęską Aliantów. Brytyjski X Corps - mimo początkowych sukcesów - nie osiągnął założonego celu i nie zajął regionu San Giorgio, a amerykański II Corps - nie wdarł się do Doliny Liri. Jedynie Corps expéditionnaire français (Francuski Korpus Ekspedycyjny) - złożony z dywizji marokańskiej (2e Division d'infanterie marocaine) oraz algierskiej (3e Division d'infanterie algérienne) przedarł się przez niemieckie linie, ale kosztem ogromnych strat, przez co jego natarcie zostało zatrzymane. Mimo to okazało się, że będzie on najlepszym związkiem taktycznym Aliantów w tamtym rejonie, gdyż pochodzący z górskich terenów Afryki Północnej żołnierze bardzo dobrze dawali sobie radę w trudnym górzystym terenie w środkowych Włoszech. Broniący się na Linii Gustawa w rejonie Monte Cassino XIV. Panzer-Korps (dowódca: General der Panzertruppen Fridolin von Senger und Etterlin), mimo że posiadał mniejsze siły i cierpiał na braki sprzętowe oraz brak wsparcia z powietrza - był bardzo dobrze przygotowany do obrony, o czym Alianci mieli się jeszcze kilkukrotnie przekonać. Jednakże Niemcy również ponosili niemałe straty i musieli korzystać z odwodów oraz rezerw, których praktycznie nie było, ryzykując ich brakiem w innych sektorach.  
W czasie tych walk miasta oraz wzgórza broniły pododdziały z 90. Panzergrenadier-Division (dowódca: Generalleutnant Ernst-Günther Baade), którą początkiem lutego 1944 r. wsparto siłami 1. Fallschirm-Jäger-Division (dowódca: Generalleutnant Richard Heidrich  i chwilowo Generalmajor Hans Korte) w postaci: II./Fallschirm-Jäger-Regiment 1, III./Fallschirm-Jäger-Regiment 3, Fallschirm-Maschinengewehr-Bataillon 1 oraz Stab/Fallschirm-Jäger-Regiment 1 (dowódca: Oberst Karl Schultz). Nowo powstała Kampfgruppe "Schultz", która miała zluzować część 90. Panzergrenadier-Division i Grenadier-Regiment 132 z 44. Infanterie-Division (broniący się na północ od Cassino), objęła odcinek ciągnący się od wzgórza nr 593 do linii farma Albaneta-Colle San Angelo. Do 7 lutego 1944 r. XIV. Panzer-Korps wykorzystał już wszystkie odwodowe bataliony i jedyną nadzieją na utrzymanie Cassino było czekanie na I./Fallschirm-Jäger-Regiment 1, który miał tam dotrzeć na drugi dzień, oraz na III./Fallschirm-Jäger-Regiment 4 spodziewany 10 lutego.
W międzyczasie 3 lutego 1944 r. dowództwo 5th Army powołało nowy korpus złożony z przeniesionych z 8th Army dywizji hinduskiej i nowozelandzkiej, który miał odciążyć podupadający amerykański II Corps. O świcie 6 lutego 1944 r. Amerykanie przeprowadził ostatnią próbę zdobycia Monte Cassino, ale Niemcy sukcesywnie odpierali wszelkie ataki, przede wszystkim za pomocą ognia krzyżowego sekcji karabinów maszynowych oraz moździerzy. Jak się okazało, Amerykanie po raz kolejny nie wyciągnęli wniosków z poprzednich porażek i atak zakończył się kompletnym niepowodzeniem, a tak ważne ze strategicznego punktu widzenia wzgórze nr 593 ostatecznie zostało zajęte przez Niemców rankiem 10 lutego 1944 r. 
 
Niemiecki strzelec spadochronowy z 1. Fallschirm-Jäger-Division obserwujący Dolinę Liri w rejonie Monte Cassino, luty 1944 r.
Źródło: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Plik:Bundesarchiv_Bild_146-1974-006-62,_Bei_Monte_Cassino,_Fallschirmj%C3%A4ger.jpg
Na tym zakończyły się amerykańskie próby zdobycia Monte Cassino.
Kolejne podejście - tym razem Nowozelandczyków i Hindusów - rozpoczęło się 13 lutego 1944 r., przy czym plan zakładał, że wzgórze nr 593 jest zajęte przez Amerykanów, co oczywiście nie było prawdą. Wtedy też narodził się pomysł zbombardowania klasztoru, który miał być dla Niemców bardzo dobrym punktem obserwacyjnym, a jako że był otoczony grubym murem i silnie ufortyfikowany - mógł stanowić prawdziwą twierdzę praktycznie nie do zdobycia. Alianci założyli, że Niemcy już dawno wykorzystali klasztor do wzmocnienia swoich pozycji obronnych, a tymczasem już w grudniu 1943 r. Generalfeldmarschall Albert Kesserling - głównodowodzący niemieckich sił w Południowej Europie - zapewnił Watykan, że tak się nie stanie, z zastrzeżeniem, iż w razie konieczności, wojska urządzą stanowiska pod klasztornymi murami. Ze strategicznego punktu widzenia zniszczenie historycznych zabudowań było sensowne tylko wtedy, gdyby szło w parze z natychmiastowym atakiem na wzgórze, który w wyniku zaskoczenia - miał zakończyć się zajęciem ruin. Mimo braku konkretnych dowodów, że Niemcy zrobili sobie w klasztorze główny punkt oporu - Alianci zdecydowali się przeprowadzić nalot. Tymczasem w chwili bombardowania - 15 lutego 1944 r. - nie było tam ani jednego niemieckiego żołnierza, co po wojnie potwierdzili tamtejsi mnisi. Oczywiście ktoś może zadać pytanie - a skąd Alianci mieli o tym wiedzieć? - ale trzeba podkreślić, że prawie wszyscy alianccy dowódcy byli temu przeciwni. Tak naprawdę jedynie Lieutenant General Bernard Freyberg - dowódca 2nd New Zealand Division - uparł się żeby klasztor zbombardować i wyłącznie na jego wniosek to uczyniono. Żądanie to było bezsensowne, bo nie odpowiadało ówczesnej sytuacji bojowej alianckich wojsk w rejonie Cassino. Po pierwsze - nie posiadano odpowiednich sił, aby z marszu zająć klasztorne wzgórze, co dodatkowo wiązało się z wyczerpującą 8-kilometrową wspinaczką, po drugie - nie było czasu na skoordynowanie natarcia z lotniczym atakiem, a po trzecie - Freyberg cały czas zakładał, że Amerykanie zajmują wzgórze nr 593, czyli pozycję wyjściową do ataku. Wydaje się więc, że skoro tak doświadczony generał nie widział związku pomiędzy nalotem a jego wykorzystaniem przez piechotę, to miał on być jedynie kwestią prestiżową i dowódca 2nd New Zealand Division nie chciał odwoływać samolotów, po tym jak usilnie się przez kilka dni o nie starał. Znamienne jest, że Bernardyni, po znalezieniu ulotek informujących o bombardowaniu, które Alianci zrzucili 14 lutego, prosili o pomoc w ewakuacji niemieckich żołnierzy. Biorąc pod uwagę panującą dookoła sytuację, ta była możliwa jedynie w nocy, ale Niemcy nie śpieszyli się z podjęciem decyzji i rankiem 15 lutego poinformowano opata, że jest już za późno. W związku z tym mnisi udali się do podziemnej kaplicy w celu odmówienia pierwszych modlitw dziennych, gdzie zastały ich pierwsze bomby. Jeżeli ktoś myśli, że zaraz po ich zrzuceniu ruszyły pododdziały piechoty, to jest w błędzie. 7th Indian Infantry Brigade, która miała przeprowadzić natarcie na Monte Cassino, nie dość, że nic o bombardowaniu nie wiedziała, to swoje pozycje miała opuścić dopiero w nocy i najpierw zaatakować wzgórze nr 593, a dopiero później klasztor. W świetle dziennym nie było mowy o przeprowadzeniu chociażby większego rozpoznania, bo Niemcy momentalnie otwierali ogień. Gdy w końcu ruszono, pomiędzy skałami na wzgórzu rozpętała zażarta walka na najbliższych dystansach. Wszystkie ataki Hindusów zostały odparte ogniem karabinów maszynowych oraz granatami i 17 lutego sytuacja pod Monte Cassino w ogóle się nie zmieniła. Zarówno nalot bombowy, jak i natarcie oddziałów z New Zealand Corps, nie dało kompletnie nic, a dopiero 23 lutego ruiny historycznych zabudowań stały się niemieckim bastionem, gdy nietknięte piwnice zajęło dowództwo I./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 oraz 4./Fallschirm-Maschinengewehr-Bataillon 1.  
 
15 lutego 1944 r. historyczne zabudowania klasztorne na Monte Cassino zostały bezsensownie zbombardowane przez Aliantów, gdyż nie było tam ani jednego niemieckiego żołnierza, a samego wydarzenia w żaden sposób nie wykorzystano
Źródło: https://wartimes.ca/battle/world-war-ii/italian-campaign/battle-of-monte-cassino/
W wyniku ogromnych strat jakie poniosła 7th Indian Infantry Brigade, 18 lutego odwołano kolejne próby zajęcia wzgórza 593 i klasztoru. Potwierdziło się jednak, że to właśnie to wzniesienie było kluczowe w całym rejonie Cassino, a bez jego zajęcia nie było możliwości posuwania się na Monte Cassino. Nieco wcześniej - 17 lutego o godz. 21:30 - Company "A" oraz "B" z 28th Māori Battalion rozpoczęły natarcie, którego celem był dworzec w Cassino. Mimo strat poniesionych na polu minowym, przed północą udało się wyprzeć siły III./Grenadier-Regiment (mot.) 361 z rejonu dworca i Maorysi skierowali się ku południowej części miasta, skąd jednak zostali odrzuceni przez czujne stanowiska MG. 18 lutego o godz. 17:15 Niemcy przeprowadzili kontrnatarcie piechoty z Grenadier-Regiment 211 przy wsparciu baterii dział szturmowych ze Sturmgeschütz-Brigade 242 i prawie doszczętnie wybili obie kompanie, tracąc przy tym dwa StuG III i dwa czołgi. Tak oto następna ofensywa Aliantów zakończyła się kolejnym niepowodzeniem i wieczorem 18 lutego 1944 r. walki ucichły - I bitwę o Monte Cassino bezapelacyjnie wygrali Niemcy.
 

Ruiny klasztoru po bombardowaniu z 15 lutego 1944 r.
Źródło: https://ww2db.com/image.php?image_id=18976
Przygotowania do kolejnej ofensywy
 
Mimo porażki, już od 18 lutego 1944 r. dowództwo wojsk Aliantów szykowało kolejną ofensywę i w końcu zdano sobie sprawę, że atak pojedynczymi kompaniami na silnie bronione niemieckie pozycje nie jest najlepszym pomysłem. Jako że atak na Cassino od wschodu był niemożliwy, gdyż Niemcy mieli tam bardzo dobre możliwości obserwacyjne i łatwo mogli uderzyć ze skrzydeł, zdecydowano się na podejście od północy, które wydawało się obiecujące. Następnego dnia takowy plan został zaakceptowany przez wszystkich wyższych dowódców i 20 lutego dywizje miały przygotować się do kolejnego uderzenia. Samo natarcie miało być poprzedzone nalotem bombowym i nawałą artyleryjską. Zadanie zdobycia Cassino otrzymała nowozelandzka 6th Infantry Brigade, która zluzowała wojska amerykańskie w tym sektorze.   
24 lutego 1944 r. o godz. 12:10 - po ponad trzygodzinnym nalocie bombowym - czołówka 6th Infantry Brigade w postaci czołgów z 19th Armoured Regiment miała ruszyć powoli ku niemieckim pozycjom w Cassino. Plan zakładał, że do godz. 14:00 samo miasto, jak i wzgórze zamkowe, zostanie zajęte. Jednocześnie hinduska 7th Infantry Brigade miała przeprowadzić swoją część operacji, czyli zaatakować na prawym skrzydle Nowozelandczyków i zająć kolejno wzgórza nr 236, 202 i 435. Zgodnie z ustaleniami termin rozpoczęcia ataku miał być wyznaczony przez lotnictwo, a co więcej - musiało być przed nim trzy dni dobrej pogody. Niestety dla Aliantów od 23 lutego zaczęło padać, więc wszystko przesunięto na nie wiadomo kiedy. Oczywiście Niemcy nie siedzieli bezczynnie i ostrzeliwali siedzących cały czas w górach Nowozelandczyków zadając im poważne straty. Jako że na razie nie było widać początku ofensywy - wojska Alianckie wykorzystały deszczowe dni aby się przegrupować oraz rozbudować stanowiska. 
 
Żołnierze z II./Fallschirmjäger-Regiment 3 oraz StuG III Ausf. G (dowódca: Wachtmeister Schumann) z III./2./II./Sturmgeschütz-Brigade 242 w ruinach Palazzo przy obecnej Via Riccardo di San Germano w Cassino, luty/marzec 1944 r.
Źródło: Smith E.D., Der Kampf um Monte Cassino, MVS, 1975
Równocześnie takie same działania podjęli Niemcy, dla których te były znacznie pilniejsze. Cały czas trwało luzowanie 90. Panzergrenadier-Division przez 1. Fallschirm-Jäger-Division i od końca lutego odcinek Cassino-Monte Cassino objął Fallschirm-Jäger-Regiment 3 (dowódca: Oberst Heilmann). Jego I. Bataillon zastąpił na wzgórzu klasztornym Fallschirm-Maschinengewehr-Bataillon 1 (przesunięty na południe od Monte Cassino), a II. Bataillon objął w Cassino pozycje Grenadier-Regiment 211. Oprócz tego III./Panzergrenadier-Regiment 8 zluzował na prawej flance III./Grenadier-Regiment (mot.) 361 (od 7 marca miał go zastąpić Fallschirm-Maschinengewehr-Bataillon 1), a ze wzgórza nr 593 wycofano III./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 i jako odwód przesunięto go do miejscowości Fontanna Liri. Na środku odcinka Fallschirm-Jäger-Regiment 4 (dowódca: Oberstleutnant Egger) zajął stanowiska Fallschirm-Jäger-Regiment 1 - II. Bataillon rozmieszczono na linii wzgórze nr 593-farma Albaneta, a I. i III. Bataillon objął pozycje na Colle San Angelo. Jako że Fallschirm-Jäger-Regiment 1 poniósł dotychczas duże straty, przesunięto go na spokojniejszy odcinek frontu, czyli lewą flankę 1. Fallschirm-Jäger-Division - naprzeciwko Monte Castellone, a Monte Cairo obsadzał Hochgebirgs-Jäger-Bataillon 4. Gdy wszyscy byli już na swoich miejscach - przystąpiono do rozbudowy pozycji obronnych oraz uzupełnień amunicji i sprzętu, a General der Panzertruppen Fridolin von Senger und Etterlin rozpoczął przygotowania do kontrataku. Ostatecznie zaniechano jego realizacji, gdyż przy posiadanych siłach i zasobach, braku wsparcia lotnictwa oraz niepewnej sytuacji pod Anzio - nie była możliwa żadna ofensywa na dużą skalę, a poza tym obawiano się kolejnego ataku Aliantów, który niepokoił nieco niemieckich dowódców, szczególnie, że wyłom w Linii Gustawa dokonany przez Francuzów cały czas istniał. Wydawało się, że mimo wszystko najrozsądniej byłoby utrzymać zajmowane pozycje i tak też uczyniono.  

Fallschirm-Jäger-Regiment 3 podczas przerwy w walkach w rejonie Cassino, wiosna 1944 r.
Źródło: https://i.ytimg.com/vi/xZ6UFtKW2JQ/hqdefault.jpg
II bitwa pod Monte Cassino 
W końcu, po poprawie pogody, termin rozpoczęcie ofensywy ustalono na 15 marca 1944 r. Plan pozostał taki sam jak pod koniec lutego i dodano tylko dwa punkty: 78th Infantry Division miała w nocy przeprawić się przez rzekę Rapido w rejonie Colle San Angelo, a następnego dnia (także w nocy), jej dwa bataliony miały osłaniać saperów budujących mosty, które były niezbędne dla oddziałów wyznaczonych do zajęcia obszarów nad Cole San Angelo. Była to próba powtórzenia tego, czego nie dokonała amerykańska 36th Infantry Division w styczniu i w sumie ostatecznie nie zdecydowano się jej przeprowadzić. Kolejnym dodatkiem było to, że w razie powodzenia Operacji "Dickens" - jak nazwano drugą próbę zajęcia Monte Cassino i okolic - grupa bojowa pod rozkazami hinduskiej 7th Infantry Brigade miała uderzyć na farmę Albaneta, a potem zejść w dół w kierunku południowo-zachodnim za Monte Cassino. 
15 marca 1944 r. o godz. 8:30 nalotem bombowym rozpoczęła się oficjalnie II bitwa o Monte Cassino, gdzie przypadkiem zbombardowano jeszcze inne miejscowości wokół Cassino zabijając przy tym 96 alianckich żołnierzy i 140 włoskich cywili oraz marokański szpital wojskowy dokładając kolejnych 40 ofiar. Po średnio udanym nalocie, o godz. 12:00, odezwała się artyleria, która ostrzeliwała przez 8 godzin nie tylko niemieckie pozycje, bo dostało się także Nowozelandczykom. Okazuje się, że jednak nie do końca wyciągnięto lekcję z ostatniej porażki, bo znów zaatakowano stylem "kompania za kompanią, batalion za batalionem" zamiast uderzyć raz, a konkretnie. Jako że bomby zamieniły Cassino w kupę gruzu, alianckie natarcie szło bardzo wolno i w ogóle Niemców nie zaskoczyło, co było chyba szokiem, bo spodziano się, że po czymś takim nie będzie ich tam w ogóle. Tymczasem nie dość, że pododdziały z II./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 wzmocnione 10./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 i działami szturmowymi ze Sturmgeschütz-Brigade 242 przeżyły, to jeszcze odpowiedziały ogniem. Jak opisuje oficjalna historia nowozelandzkiej armii "Nic nie szło zgodnie z planem", chociaż udało się zająć Górę Zamkową bronioną przez 2./Fallschirm-Jäger-Regiment 3. Nadeszła noc, a 6th Infantry Brigade zajęła dopiero część miasta, a jakby mało było problemów - zaczęło intensywnie padać, a leje po bombach spowodowane własnym bombardowaniem zatrzymały czołgi, które zagrodziły drogę piechocie. Ostatecznie jednak atak posuwał się metr za metrem, opanowano 75% Cassino i zaledwie 200 metrów dzieliło żołnierzy nowozelandzkiego 25th Batallion od celu. Okazało się jednak, iż to "zaledwie" stało się "aż". 
 
Niemieccy strzelcy spadochronowi z Fallschirm-Jäger-Regiment 3 podczas walk w Cassino, marzec 1944 r. 
Źródło: https://ww2db.com/images/battle_montecassino41.jpg
Gdy o godz. 8:30 spadły pierwsze bomby, część pododdziałów z Kampfgruppe "Foltin" (dowódca: Hauptmann Foltin) schroniła się w grotach pobliskiej góry. Dzięki temu 6. Kompanie i dowództwo batalionu nie poniosło strat i mogło z marszu stawić późniejszy opór. Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia bo cały II. Bataillon stracił 160 żołnierzy oraz ciężką broń (w tym 4 z 5 StuG III). Mimo to wszyscy ocalali Niemcy natychmiast opuścili schronienia, aby się bronić po prawie 8 godzinach nieustannego bombardowania. Co ciekawe, gdy później alianccy psychiatrzy wypytywali o ten dzień niemieckich jeńców, którzy ów atak przeżyli - nie zauważono, aby miał on jakiekolwiek negatywne działanie na ich psychikę. Postawa Niemców wzbudziła ogromny podziw wśród dowództwa wojsk alianckich.
 
Wracając do bitwy, to w nocy 16 marca 7./Fallschirm-Jäger-Regiment 3, której pozostało zaledwie 16 żołnierzy, została bez amunicji, zaopatrzenia i wody. Podzielona na trzy grupy próbowała przedostać się do niemieckich pozycji. Rano dowódca kompanii - Oberleutnant Schuster - uznał, że nie uda im się to i żołnierze schowali się między skałami. Nocą następnego dnia podjęto kolejną próbę i mimo że dwukrotnie trafiono na nieprzyjacielskie posterunku, to znajomość języka angielskiego Oberleutnanta Schustera pozwoliła na dalszy marsz. Niestety przy drugim spotkaniu został on przypadkowo postrzelony. Na jego rozkaz pozostali przy życiu zostawili go samego, a gdy 18 marca o godz. 2:30 dotarli na pozycje 11./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 koło farmy Albaneta - ich dowódca leżał już w brytyjskim szpitalu wojskowym. 
W międzyczasie 6./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 (dowódca: Oberleutnant Jamrowski, dowodzący jednocześnie 8. Kompanie z powodu braku innych oficerów), która była głównym punktem niemieckiego oporu w okolicach Hotelu "Continental", zajęła grupę domów pod Górą Zamkową i zatrzymała tam natarcie Nowozelandczyków. Tymczasem pododdziały walczące w mieście nie za bardzo były zorientowane w ogólnej sytuacji, bo łączność już dawno padła, a dowództwo XIV. Panzer-Korps otrzymało informację, że nieprzyjacielskie czołgi jadą drogą Pastinelle-Cassino, co niechybnie oznaczało kontynuowanie natarcia. 
 
Sekcja MG z II./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 podczas walk w Cassino, marzec 1944 r.
Źródło: https://ww2db.com/image.php?image_id=8673
Równocześnie z natarciem Nowozelandczyków, na Cassino miały ruszyć jednostki hinduskiej 5th Infantry Brigade, ale oczywiście nie wszystko poszło zgodnie z założeniami, bo niemiecka artyleria cały czas prowadziła celny ostrzał na jej pozycje. Mimo to, krótko przed północą, udało się zająć Górę Zamkową, ale siły tylko jednej kompanii poszły dalej, ku wzgórzu nr 236. O godz. 3:30 dostała się ona pod ciężki ogień karabinów maszynowych z 3./Fallschirm-Jäger-Regiment 3, która obsadzała stoki góry klasztornej. W związku z tym Hindusi wycofali się, a ich drugi atak skończył się tak samo, a nawet gorzej, bo Niemcy trafili batalionowy punt dowodzenia i zabili prawie wszystkich oficerów. Nie lepiej sytuacja wyglądała w szeregach Ind Batallion z 9th Gorkha Rifles, który potrzebował aż 5 godzin i 30 minut aby pokonać 5,5-kilometrowy odcinek z Cairo do Cassino. Mimo braku dwóch pozostałych atakujących batalionów, dowódca - Lieutenant Colonel Nangle - postanowił przeprowadzić atak na wzgórze nr 435, który i tak został odparty.
 
Rankiem 16 marca 1944 r. okazało się, że żaden z założonych punktów nie został zrealizowany, ale krótko później otrzymano sensacyjną wiadomość - Wzgórze Kata (wzniesienie znajdujące się 300 m od klasztoru) zostało zajęte przez Company "C"! Euforia trwała jednak krótko, bo przecież była to tylko jedna kompania, która w każdej chwili mogła zostać rozbita. Tymczasem Nowozelandczycy nie dość, że mieli oczyścić już nie tylko Cassino, ale i okolice dworca. Walka w mieście przerodziła się w szereg pojedynczych starć na krótkich dystansach wśród gruzów. Niemcy, którzy cały czas borykali się z brakiem łączności, nie mogli dokładnie ocenić sytuacji. Dopiero następnego dnia na stanowisko dowodzenia Fallschirm-Jäger-Regiment 3 dotarł oficer, który przekazał pierwszy szczegółowy raport z 15 i 16 marca. Niezależnie od niego General der Panzertruppen Fridolin von Senger und Etterlin włączył do 1. Fallschirm-Jäger-Division siły III./Panzergrenadier-Regiment 115 z odwodu XIV. Panzer-Korps. Miał on zluzować I./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 w nocy 18 marca, aby ten mógł wspomóc pododdziały walczące w Cassino. Mimo wszystko zamiana ta nie doszła do skutku, bo Generalleutnant Richard Heidrich niechętnie chciał walczyć na ważnych odcinkach frontu żołnierzami, którzy nie byli spadochroniarzami, o czym zresztą dowódca XIV. Panzer-Korps doskonale wiedział.  
Wieczorem 16 marca dowództwo nowozelandzkiej 6th Infantry Brigade zdało sobie sprawę, że przez dwa dni walk nie osiągnięto w sumie nic konkretnego i istniała niewielka nadzieja, że Cassino oraz Monte Cassino zostaną zajęte. Mimo to podjęto próbę, czyli takie same uderzenie jak wcześniej, ale większymi siłami. Stopniowo okazywało się, że aby zakończyć walki trzeba było zająć dwa miejsca: Hotel "Continental" oraz Górę Zamkową. Obie strony doskonale o tym wiedziały i kiedy wojska nowozelandzkie próbowały odbić je za wszelką cenę, Niemcy stawiali opór jakby mieli co najmniej siłę korpusu. W końcu w południe 17 marca siły 26th Infantry Battalion dotarły do dworca, ale w sumie niewiele to dało, a ponadto sytuacja Ind Batallion z 9th Gorkha Rifles na Wzgórzu Kata stawała się coraz gorsza i groziło mu okrążenie. W międzyczasie 24th Infantry Battalion próbował zająć Hotel "Continental", ale po ostrzale z karabinów maszynowych szybko wrócił na wzgórze nr 202.  
 
Żołnierze z 28th Infantry Battalion przygotowują się do natarcia w Cassino, marzec 1944 r.
Źródło: https://teara.govt.nz/en/photograph/36698/waiting-to-go-into-action-cassino-1944
W związku z kolejnymi niepowodzeniami, alianckie dowództwo zdecydowało się na zwiększenie atakujących sił na miasto w postaci 28th Infantry Battalion złożonego z Maorysów, który wraz z 25th Infantry Batallion miał zaatakować w nocy 18 marca niemieckie pozycje w centrum miasta. Jednocześnie Hindusom nie udało się zająć wzgórza nr 236 i zdecydowano się uderzyć bezpośrednio na klasztor Monte Cassino nie wiedząc, że Niemcy dysponowali tam aż trzema batalionami: II./Panzergrenadier-Regiment 115 (mot.), II./Fallschirm-Jäger-Regiment 1 oraz I./Fallschirm-Jäger-Regiment 4. Gdy 19 marca 1944 r. o godz. 5:00 Company "B" i "D" z I./Essex Regiment wymaszerowały na Wzgórza Kata, pół godziny później Niemcy otworzyli nagle silny ogień na Górę Zamkową, a I./Fallschirm-Jäger-Regiment 4 gwałtownie zaatakował ze zbocza Monte Cassino rozbijając Hindusów na wzgórzu nr 165 i wyrzucając Brytyjczyków z Góry Zamkowej. Tymczasem wspomniane wyżej kompanie dotarły w godz. 9:00-10:00 do celu, ale były tak osłabione stratami, że nie wiedziały co mają dalej robić. Rozkaz brzmiał: jak czołgi zbliżą się do klasztoru, to obie kompanie mają pod osłoną artyleryjską ruszyć do natarcia, a jak nie - czekać na zaopatrzenie, oczyszczenie Cassino i ponowne zdobycie wzgórza nr 165. W tym czasie hindusko-nowozelandzko-amerykańska kolumna pancerna znajdowała się na wzgórzach pod Cassino i około 9:00 pojazdy dotarły do farmy Albaneta, gdzie natknęły się na III./Fallschirm-Jäger-Regiment 4. Prawdą jest, że nagłe pojawienie się czołgów w tak trudnym terenie zaskoczyło Niemców, ale momentalnie wezwano wsparcie artyleryjskie i moździerzowe. W sumie tego dnia Alianci stracili 22 pojazdy pancerne - z czego 6 bezpowrotnie - z 40 jakimi dysponowano (nie wszystkie wzięły udział w walce). Równocześnie Niemcy kontynuowali próbę pełnego przejęcia Góry Zamkowej, ale jakoś im nie szło, za to dzięki temu hinduska 4th Infantry Division nie zdobyła Monte Cassino.
 
 
II bitwa o Monte Cassino trwająca pomiędzy 15-23 marca 1944 r., choć dla Niemców skończyła się dopiero 27 marca zajęciem wzgórza nr 435
Źródło: Bohlmer R., Monte Cassino: A German View, Pen&Sword Military, 1956
W Cassino sytuacja wyglądała tak samo - Niemcy cały czas zajmowali hotel i jego okolicę, a że byli sukcesywnie wzmacniani kolejnymi pododdziałami - nie zapowiadało się, że ich opór się załamie. Po drugiej stronie barykady nastroje były całkiem odmienne, bo 19 marca ofensywa New Zealand Corps mocno wyhamowała, by ostatecznie stanąć. Mimo to niemieckie dowództwo uważało, że sytuacja w Cassino nie jest najlepsza, a w dłuższej perspektywie utrzymania miasta nie będzie możliwe. W kolejnych dniach, od 21 do 22 marca, walki nie przyniosły żadnych rezultatów. Niemcom nie udało się wyprzeć nieprzyjaciela ze wzgórza nr 193 (Góra Zamkowa), ale mocno ostrzelano Brytyjczyków na nr. 435 (Wzgórze Kata). W Cassino sześć mocno osłabionych nowozelandzkich batalionów cały czas nie oczyściło miasta, a ostatni atak z 24 marca zakończył się kolejnym niepowodzeniem i aliancka ofensywa dobiegła końca. Teraz tylko trzeba było pozbierać resztki oddziałów z okolicznych wzgórz i wycofać się, w wyniku czego 27 marca 1944 r. Niemcy zajęli wzgórze nr 435 i dla nich dopiero wtedy II bitwa o Monte Cassino się zakończyła. W jej wyniku obie strony poniosły ciężkie straty, chociaż Niemcy liczebnie mniejsze. Najwięcej uznania należało się pododdziałom artyleryjskim oraz moździerzowym, które wykazały się nadzwyczajną celnością i skutecznością, a z kolei znów okazało się, że założenia i taktyka wojsk Alianckich – mimo znacznej przewagi osobowej – są lekko mówiąc mało efektywne. Mimo to szykowano kolejną, trzecią już ofensywę, w której plany operacyjne pozostały niezmienione. 
 
Pozorowane zdjęcie sekcji moździerzowej z 1. Fallschirm-Jäger-Division wykonane wiosną 1944 r. pod Cassino
Źródło: https://ww2db.com/images/battle_montecassino5.jpg
Do trzech razy sztuka 
Jak postanowiono, tak zrobiono - Alianci nie zamierzali odpuścić i zgodnie z zasadą "do trzech razy sztuka" zdecydowano się kontynuować działania w regionie, a kolejny atak miał być przeprowadzony w maju. Równocześnie hinduską 4th Infantry Division zastąpiła 78th Infantry Division, a nowozelandzką 2nd Infantry Division - brytyjska 1st Guards Brigade.    
24  marca 1944 r. dowództwo 8th Army uznało, że zadanie zdobycia klasztoru i okolicy powierzy II Korpusowi Polskiemu pod dowództwem generała Władysława Andersa, który został poinformowany o trudnościach z jakimi zetknęli się poprzednicy. Nie wdając się w szczegóły, gen. Anders zgodził się przeprowadzić kolejny atak, o czym poinformował tylko kilku oficerów z najbliższego otoczenia oraz kilkukrotnie odbył spotkania z dowódcami poprzednich jednostek, którym nie udało się osiągnąć celu. Najwięcej dowiedziano się od Hindusów, którzy byli bardzo dobrze zorientowani w niemieckich stanowiskach obronnych.
Polacy dysponowali dwoma dywizjami – 3. Dywizja Strzelców Karpackich oraz 5. Dywizja Kresowa – wspieranymi przez 2. Brygadę Pancerną. Ponadto korpus dysponował 12. Pułkiem Ułanów Podolskich w 3. Dywizji, 15. Pułkiem Ułanów Poznańskich w 5. Dywizji i Pułkiem Ułanów Karpackich jako jednostka korpuśna. Do tego dochodziły jeszcze po dwa pułki artylerii lekkiej i ciężkiej, pułk przeciwpancerny, lekki i ciężki pułk przeciwlotniczy, batalion saperów batalion łączności, a także kilka pododdziałów zaopatrzeniowych i transportowych. Zgodnie z planem z 4 kwietnia 1944 r. II Korpus Polski miał odciąć rejon Monte Cassino od północy i północnego-zachodu, utrzymać pod kontrolą drogę nr 6 do czasu nawiązania kontaktu z atakującym w kierunki Doliny Liri XIII Corps, po czym wykonać szturm na klasztor. Jednocześnie Polacy mieli zaatakować Linię Sengera (czyli notabene Linię Gustawa) na północ od drogi nr 6 i skierować się ku Pedimonte.   
Odcinki obejmowane przez dane dywizje wybrano drogą losowania – 5. Dywizja miała atakować na Colle San Angelo, a 3. Dywizja szturmować klasztor. Polacy dostali dodatkowe wsparcie brytyjskiej oraz nowozelandzkiej artylerii różnego typu i pod koniec kwietnia II Korpus Polski zaczął zastępować znajdujące się pod Monte Cassino jednostki. Niemcy szybko wykryli, że pojawił się nowy przeciwnik, bo już 27 kwietnia dezerterzy oraz wzięci do niewoli o Polakach wiedzieli. Zanim jednak rozpoczęto atak, żołnierzy przygotowywali się do trudnej walki górskiej, a dowództwo zmodyfikowało nieco plany w dyslokacji jednostek rezygnując z dodatkowego ataku z Góry Zamkowej. 10 maja 1944 r. wszystkie polskie jednostki wyznaczone do ataku były już gotowe na swoich pozycjach. 
 
Saperzy z 5. Dywizji Kresowej pod Monte Cassino, maj 1944 r.
Źródło: https://nowahistoria.interia.pl/historia-na-fotografii/polacy-w-bitwie-o-monte-cassino-zdjecie,iId,1484692,iAId,97737
Wiosenne (nie)przebudzenie 
Wiosną 1944 r. Wehrmacht pod Monte Cassino nie przypominał już wojsk, które kilka miesięcy wcześniej obsadzały Linię Gustawa. Mimo dwóch zwycięstw pod Monte Cassino Niemcy powoli tracili inicjatywę w regionie, a chaos organizacyjny, jaki się w międzyczasie pojawił, bynajmniej nie poprawiał i tak nieciekawej sytuacji. W maju 1944 r. dywizje przypominały raczej bataliony, a normą było mieszanie oddziałów z jednego korpusu z oddziałami innego czy nawet dzielenie baterii artylerii. Co prawda dowództwo 10. Armee (dowódca: Generaloberst Heinrich von Vietinghoff) robiło co mogło, aby takie sytuacje nie miały miejsca, jednakże siłą rzeczy niewiele dało się zrobić, gdyż liczebność wojsk i sprzętu stale się zmniejszała. Jednocześnie przeprowadzono kilka roszad: w górach pozycje obronne objął Fallschirm-Jäger-Regiment 3, a odcinek Cassino-Monte Cassino - Fallschirm-Jäger-Regiment 4 pozbawiony II. Bataillon, który 7 maja wycofano z frontu i przeniesiono do Francji, gdzie miał być podstawą do stworzenia nowej dywizji spadochronowej. Podobny los spotkał II./Panzergrenadier-Regiment 115 oraz Aufklärungs-Abteilung 115, które przeniesiono do odwodu korpusu. Dodatkowo 15 kwietnia 1944 r. II./Gebirgsjäger-Regiment 100 włączono do 1. Fallschirm-Jäger-Division. Na 26 kwietnia pozycje obronne Niemców wyglądały następująco: 
  • w Castrocielo (na północny-zachód od Pedimonte): wysunięte stanowisko dowodzenia 1. Fallschirm-Jäger-Division
  • na zachód od Roccasecca: główne stanowisko dowodzenia 1. Fallschirm-Jäger-Division
  • na terenie dworca: pododdziały motocyklistów, dwie kompanie z Fallschirm-Pionier-Bataillon 1 oraz kompania z Fallschirm-Panzerjäger-Abteilung 1
  • w Cassino: część II./Fallschirm-Jäger-Regiment 4 oraz kompania z Fallschirm-Pionier-Bataillon 1
  • powyżej Cassino: III./Fallschirm-Jäger-Regiment 4 oraz reszta II./Fallschirm-Jäger-Regiment 4
  • na północ od Monte Cassino: Fallschirm-Maschinengewehr-Bataillon 1
  • klasztor Monte Cassino oraz wzgórze nr 435: I./Fallschirm-Jäger-Regiment 4
  • odcinek od wzgórza nr 593 do farmy Albaneta: II./Fallschirm-Jäger-Regiment 3
  • Colle San Angelo: II./Gebirgsjäger-Regiment 100
  • Pizzo Corno oraz podejście do Monte Cairo: Hochgebirgs-Jäger-Bataillon 4 

Jednocześnie I./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 oddał II./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 jedną kompanię, która zajęła pozycje na wzgórzu nr 593, a sam ulokował się nieco za nią. Fallschirm-Jäger-Regiment 1 oraz III./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 miały tworzyć rezerwę. Oprócz tego dysponowano znanym już Sturmgeschütz-Brigade 242 - który wedle wykazu z 10 maja 1944 r. posiadał: 23 StuG 40 i 6 StuH 42 - oraz Hochgebirgs-Pionier-Kompanie 819. Na 23 kwietnia 1. Fallschirm-Jäger-Division bez wojsk taktycznie przyporządkowanych liczyła 12 540 żołnierzy, z czego 3 952 przebywało w szpitalach, więc faktycznie dysponowano 8 588 osobami, także dywizja była poważnie osłabiona. W czasie pomiędzy II a III bitwą Niemcy prowadzili dość spokojne działania, które obejmowały pojedyncze patrole i przenikanie na brytyjskie pozycje w Cassino.
W wyniku zmian organizacyjnych powyższe jednostki weszły w maju 1944 r. pod dowództwo LI. Gebirgs-Armeekorps (dowódca: General der Gebirgstruppe Valentin Feuerstein). 10 maja korpus obsadzał linię obronną o długości 80 km - od ujścia rzeki Liri, przez Garigliano i na Poscocostazo kończąc. Ze strategicznego oraz operacyjnego punktu widzenia ważny był jednak tylko 20-kilometrowy odcinek pomiędzy rzeką Lirą a Monte Cairo, a dla omawianego tematu - obszar: droga nr 6-zachodnie przedmieścia Cassino-Monte Cassino-Colle San Angelo. 

 
Od lewej do prawej: Leutnant Siegfried Rammelt (dowódca Pionier-Zug/Stabs-Kompanie/Stab/Fallschirmjäger-Regiment 3), Oberleutnant Paul-Ernst Renisch (dowódca II./Fallschirmjäger-Regiment 1), Feldwebel Eugen Opel lub Oberwachtmeister Schumann (dowódca StuG III Ausf. G ze Sturmgeschütz-Brigade 242), Hauptmann Rudolf Rennecke (dowódca II./Fallschirmjäger-Regiment 3 i obrony Cassino) oraz nieznany z nazwiska Fallschirmjäger. Zdjęcie wykonano w połowie marca 1944 r.
Źródło: https://i.pinimg.com/originals/ac/f7/51/acf751fef40cf5f51689b0e6729735ba.jpg
III bitwa o Monte Cassino
10 maja 1944 r. o godz. 23:00 przygotowaniem artyleryjskim rozpoczęła się trzecia już bitwa o Monte Cassino. O godz. 1:00 2. Batalion z 1. Brygady Strzelców Karpackich rozpoczął szturm na wzgórze nr 593, a siostrzana kompania zaatakowała jego zachodnie stoki. Polacy szybko zdali sobie sprawę, że 120-minutowy ostrzał artylerii na niewiele się przydał, bo nie było widać, aby miał jakiś większy wpływ na Niemców, którzy skoncentrowali swój ogień maszynowy na nacierającym nieprzyjacielu. Mimo dużych strat, około godz. 2:00, polscy żołnierze zdobyli wzgórze nr 593 i skierowali się na kolejne – nr 569 – które przejęto o godz. 2:50. W międzyczasie sytuacja 1. Batalionu, który atakował farmę Albaneta, była o wiele gorsza. W wyniku silnego niemieckiego ostrzału pododdziały były skutecznie hamowane i powoli się wykrwawiały, tracąc między sobą łączność. Dopiero o godz. 4:28 padł rozkaz do ataku na okoliczny wąwóz znajdujący się przed farmą i mimo że dwie kompanie znalazły się w nim po około godzinie, nie były w stanie iść dalej z powodu wysokich strat. Polacy trafili tam na krzyżowy ogień karabinów maszynowych, a jakby tego było mało, to jeden jadący do pomocy czołg utknął w wąwozie, drugi stracił gąsienice w wyniku ostrzału, a trzeci spalił się na minie. Równocześnie 2. Batalion radził sobie coraz gorzej i także był niemiłosiernie ostrzeliwany przez niemieckie sekcje MG i moździerze. Zarówno farma Albaneta, jak i Colle San Angelo nie zostały wyczyszczone z nieprzyjaciela, wskutek czego utrzymanie pojedynczego wzgórza stawało się powoli niemożliwe.
Po dwóch godzinach walk połowa polskich oficerów i podoficerów już nie żyła, a Niemcy jak gdyby nigdy nic – rozpoczęli kontrnatarcie i to siłą zaledwie plutonu, choć polskie meldunki twierdzą, że był to batalion, ale nie jest to prawda. Niemcy atakowali przeważnie w grupach trójkowych: jeden żołnierz rzucał granat, drugi osłaniał go ogniem z pistoletu maszynowego, a trzeci biegł naprzód i tak na zmianę. Od godz. 3:15 siły 1. Brygady Strzelców Karpackich uginały się pod naporem odwodów I./Fallschirm-Jäger-Regiment 3, a walka trwała prawie cały dzień. O godz. 11:30 Niemcom udało się odbić wzgórze nr 569, a o godz. 19:00 – nr 593 siłami rezerwowej Sturmgeschütz-Kompanie 14 (dowódca: Oberfeldwebel Schmidt). Późnym wieczorem z wąwozu wycofał się 1. Batalion, tym samym cała brygada wróciła na pozycje wyjściowe. Po walkach okazało się, że straty nie są aż tak duże, bo powróciło wielu żołnierzy uznanych za zaginionych. Mimo to atak z 11 maja 1944 r. zakończył się dla 1. Brygady Strzelców Karpackich z 3. Dywizji Strzelców Karpackich kompletną porażką. 
 
Żołnierze z 3. Dywizji Strzelców Karpackich przed wyruszeniem do natarcia, 11 maja 1944 r.
Źródło: Technika Wojskowa Historia - 2014/02 (26)
Prawie równocześnie z siłami 3. Dywizji ruszyły pododdziały 5. Brygady z 5. Dywizji Kresowej. O godz. 1:30 rozpoczęto podejście pod tzw. Widmo, ale prawie natychmiast Polaków zaskoczył ostrzał niemieckiej artylerii. Tak więc zanim 15. Batalion o godz. 2:30 wdarł się na pozycje na Widmie – stracił 20% swoich sił. Jakby tego było mało, to znajdujące się tam bunkry i inne stanowiska obronne były w pełni obsadzone, więc nie dość, że trzeba je było zdobywać jeden po drugim, to generowano kolejne ciężkie straty. Trzeba jednak dodać, że rozkazy, jakie przygotowano na podstawie map i zdjęć lotniczych, nie oddawały prawdziwego obrazu terenu. W ten sposób długość odcinka, który miały pokonać bataliony z 5. Brygady, nacierając na
Colle San Angelo, była dłuższa, niż droga którą miał przejść 2. Batalion z 1. Brygady idący na wzgórze nr 593. Według planu oba wzgórza miały być zajęte w tym samym czasie, ale nie było to możliwe, szczególnie, że od świtu polskie wojska były pod bacznym okiem niemieckich obserwatorów artyleryjskich, którzy kierowali na nie celny ogień.
O godz. 13:30 dowódca batalionu – mjr Gnatowski – rozkazał posuwać się w stronę wzgórza nr 575, gdzie w połowie drogi żołnierze zostali ostrzelani przez karabiny maszynowe, które wraz z artylerią i moździerzami spowodowały, że jeszcze przed świtem Polacy z Widma się wycofali. Podobnie szło 13. Batalionowi, który swoją część planu rozpoczął o godz. 1:30. Gdy oddział dotarł do Widma, to 90 minut później miał tak duże straty, że powodzenie całego natarcia było mocno wątpliwe. O świcie okolica cały czas nie była oczyszczona z Niemców.
 
 
Przebieg III i IV bitwy o Monte Cassino, 11-20 maja 1944 r. Niektórzy historycy natarcie II Korpusu Polskiego łączy w jedną bitwę 
Źródło: Bohlmer R., Monte Cassino: A German View, Pen&Sword Military, 1956
18. Batalion miał rozpocząć swoje zadanie, gdy dwa powyższe dotarły do swoich celów. Kiedy 15. Batalion zameldował, że Widmo zostało zajęte – uznano, że kontynuuje on atak na wzgórze nr 575 i dowódca – ppłk Domoń – samodzielnie postanowił ruszyć na Widmo. Problemem był fakt, że łączność siadła i nie do końca było wiadomo, jak wygląda sytuacja w poszczególnych kompaniach z przodu. Gdy 18. Batalion o godz. 6:00 dotarł na miejsce, okazało się, że niemieckie bunkry mają się całkiem dobrze, a pojawienie się tego oddziału w południowej części Widma ściągnęło na znajdujące się tam siły trzech batalionów zmasowany ostrzał, który spowodował ogromne straty. Tymczasem w dowództwie 5. Dywizji Kresowej nie było żadnych informacji o postępach, gdyż cały czas łączność była bardzo słaba. W wyniku tego dowódca 5. Dywizji – gen. Sulik – wyznaczył do pomocy walczącym oddziałom odwodowy 16. i 18. Batalion wsparte dwoma szwadronami pancernymi. Generał widocznie nie wiedział, że 18. Batalion już walczył i szło mu podobnie jak poprzednikom. Sytuacja na Widmie była coraz gorsza, a do tego Polakom zaczęło brakować amunicji. O godz. 11:00 dowódca 18. Batalionu dowiedział się, że o godz. 15:00 ma zaatakować lewym skrzydłem w kierunku wzgórza nr 575. Jak wyglądała wówczas sytuacja tego oddziału? Około godz. 12:00 wzmógł się niemiecki ostrzał, ppłk. Domoń został w jego wyniku ranny, upał stawał się nie do zniesienia, a podporządkowany mu 15. Batalion miał zaledwie 30 zdolnych do walki żołnierzy. Ponadto o godz. 11:30 Niemcy rozpoczęli kontratak z farmy Albaneta, ale na szczęście dla Polaków załamał się, jednak ten o 13:00 nie, więc trzeba było podjąć decyzję o odwrocie. Gdy pozostałe na Widmie dwa bataliony zobaczyły, że koledzy się wycofują – uznały, że zarządzono ogólny odwrót i uczyniły to samo. Tak oto, gdy 16. Batalion wychodził na pozycje wyjściowe – reszta powoli schodziła z Widma. Mitem jest jakoby Niemcy odbili je przy pomocy czołgów, bo takowych tam w ogóle nie było. Jednak nie wszystkie pododdziały opuściły Widmo. Wieczorem 12 maja okazało się, że znajdują się tam jeszcze resztki dwóch kompanii z 15. Batalionu oraz niewielka grupka z 13. Batalionu. Ich obecność tam była prozaiczna – po prostu  opóźnieniem otrzymali rozkaz do odwrotu. Wycofanie ich zakończyło odwrót polskich wojsk na pozycje wyjściowe. Tego dnia cztery polskie bataliony – 13., 15. 18. i mocno ostrzelany 14. Batalion, który nawet nie ruszył do akcji – zostały pobite i nie mogły być wykorzystane do ponownego ataku. Niestety trzeba to powiedzieć – Polacy nie zdobyli wówczas ani jednego centymetra terenu, ale znamienne jest, że przed bitwą, gdy jeden z brygadierów miał opracować plan ataku na Monte Cassino, stwierdził: "Najlepszym planem byłoby polecić wykonanie tego zadania komu innemu". Jedną z przyczyn porażki pierwszego polskiego natarcia były m.in. nieodzwierciedlające faktycznego stanu mapy i zdjęcia lotnicze, przez co idące do ataku pododdziały - pozbawione rozpoznania i często łączności - nie wiedziały jakie przeszkody terenowe ich czekają, a dobrze zamaskowanie pozycje niemieckich strzelców spadochronowych i tak były niemożliwe do wykrycia. Wielu oficerów wskazywało
jako kolejną przyczynę niepowodzenia także wysoką średnią wieku żołnierzy - ponad 30 lat i 44 lata dla dowódców batalionów - którzy mieli problemy kondycyjne, szczególnie, że w porównaniu do Niemców - Polacy nieśli ze sobą więcej wyposażenia i byli "ciężsi". W przypadku strzelców spadochronowych, większość z nich miała od 18 do 21 lat, a ich dowódcy od 22 do 26 lat. Mimo ogromnych strat, które i tak były niższe niż u poprzedników, II Korpus Polski nadal był zdolny do walki, co oczywiście wykorzystano. 

Żołnierz 3. Dywizji Strzelców Karpackich z ręcznym karabinem maszynowym Bren na stanowisku w rejonie Monte Cassino, maj 1944 r.
Źródło: https://histmag.org/grafika/articles8/cassino/cassino5.jpg
Francuski sukces i niemieckie odwrót
 
Reakcją na nieudaną próbę nocnego ataku było jego ponowienie i to już następnego dnia, ale uznano jednak, że nie jest to możliwe. Ofensywa brytyjsko-hinduskiego XIII Corps z nocy 11 maja na linii Cassino-rzeka Liri także nie przyniosła większych efektów, podobnie jak amerykańskiego II Corps, który walczył nad Morzem Tyrreńskim i przez 2 dni nie osiągnął kompletnie nic. Postawa broniącej się tam 94. Infanterie-Division zaskoczyła nawet niemieckie dowództwo, bo dotychczas miała opinię słabo walczącej. W tym wszystkim znów najlepszy okazał się Corps expéditionnaire français, który atakiem na najsłabsze niemieckie zgrupowanie w okolicy rzeki Ausete i masywu Petrella (44. Infanterie-Division) przełamał jego linie obronne, co miało bardzo ułatwić zadanie sąsiednim korpusom. Sukces ten podziurawił niemiecki front i od tego momentu Linia Sengera była obsadzona niepowiązanymi jednostkami, a dodatkowo chwalona wcześniej 94. Infanterie-Division musiała opuścił swoje pozycje, w efekcie czego front XIV. Panzer-Korps już nie istniał 
Tymczasem brytyjskiej 4th Infantry Division udało się zdobyć niewielki teren koło dworca Cassino, czym odcięto Fallschirm-Maschinengewehr-Bataillon 1. Stworzona na szybko Kampfgruppe "Schulz" uratowała kolegów, którzy co prawda przełamali okrążenie, ale batalion praktycznie przestał istnieć. Po południu 15 maja brytyjska 78th Infantry Division osiągnęła drogę Pignataro-Cassino, a wieczorem tego samego dnia Hindusi odbili Pignataro. Rankiem 16 maja Brytyjczycy kontynuowali natarcie na drogę nr 6, gdzie dotarli następnego dnia. Równocześnie 4th Infantry Division - na wschód od ich pozycji - prowadziła równoległy atak, ale obie jednostki zostały zatrzymane i zakazano im przekraczać drogi tworzącej granicę pomiędzy XIII Corps a II Korpusem Polskim.
Mimo ściągnięcia odwodowej 90. Panzergrenadier-Division, która zastąpiła rozbitą 44. Infanterie-Division,  16 maja 1944 r. przerwano front pomiędzy doliną rzeki Liri a Monte Cassino, w wyniku czego powstała luka o szerokości 1 km. Jeszcze tego samego dnia wieczorem dowództwo 10. Armee wydało rozkaz wycofania się dla XIV. Panzer-Korps i LI. Gebirgs-Armeekorps, których oddziały miały opuścić linie obronne w ciągu trzech najbliższych nocy - w pierwszym rzędzie miasto Cassino w nocy z 16 na 17 maja. Na następną noc przewidziano ogólny odwrót na linię Pedimonte-dworzec Pedimonte, a ostatniej nocy wojska miały się wycofać aż do Linii Sengera, z zastrzeżeniem, że Hochgebirgs-Jäger-Bataillon 4 broniący się na Pizzo Crono miał tam pozostać (chciano, aby front od Pizzo Crono do Morza Adriatyckiego pozostał niezmieniony). Sam klasztor Monte Cassino miał być utrzymywany jak najdłużej, o ile nie pojawią się zbyt duże straty. Do pełnej realizacji planu jednak nie doszło, bo 17 maja Polacy zaatakowali po raz drugi.
 
Strzelcy spadochronowi z 1. Fallschirm-Jäger-Division podczas walk o Monte Cassino, wiosna 1944 r. 
Źródło: https://www.reddit.com/r/HistoryPorn/comments/deep68/german_fallschirmj%C3%A4ger_paratroopers_during_the/
IV bitwa o Monte Cassino
 
Dzień wcześniej po południu Niemcy wywiesili na Colle San Angelo cztery flagi Czerwonego Krzyża i równocześnie postawili zasłonę dymną. Polscy obserwatorzy poinformowali o tych wydarzeniach dowództwo 5. Dywizji, łącznie z tym, że sanitariusze wynoszą broń, a nie rannych. W związku z tym o godz. 18:10 zastępca dowódcy – płk. Rudnicki – wydał rozkaz do ataku na Widmo siłą jednej kompanii, co o godz. 19:30 uczyniła 4. Kompania z 16. Batalionu pod dowództwem kpt. Łempickiego. Mimo ostrzału artylerii i moździerzy pododdział dotarł na niemieckie pozycje i w wyniku tego sukcesu dołączyła do niego 2. Kompania (dowódca: por. Perkowski), która uderzyła z prawej strony. Polscy żołnierze musieli zajmować po kolei każde niemieckie stanowisko obronne, ale nieprzyjaciel nie zamierzał łatwo odpuścić, o czym świadczy fakt, że tego dnia nie wzięto ani jednego jeńca. O godz. 23:15 cała północna część Widma była oczyszczona, a pół godziny później 15. Batalion dostał rozkaz zajęcia części południowej. Jednocześnie wyznaczony pododdział z 16. Batalionu miał ruszyć ze zwiadem w stronę Colle San Angelo, gdzie natrafił na silny ostrzał karabinów maszynowych, o czym zameldowano 17 maja o godz. 2:30.
Powyższe wydarzenia to jeszcze nie oficjalna część IV bitwy, bo ta miała się rozpocząć o godz. 6:00. Mimo prośby gen. Sulika o przełożenie ataku na wcześniejszą godzinę, gen. Anders nie zgodził się na to, bo musiał mieć na to zielone światło z dowództwa XIII Corps. Tymczasem o godz. 5:35 Polacy odparli kontratak II./Gebirgsjäger-Regiment 100 i części Hochgebirgs-Jäger-Bataillon 4, a 15. Batalion cały czas walczył o zajęcie południowej części Widma, co udało się ostatecznie uczynić o godz. 7:15. W wyniku tego 13. Batalion udał się na pozycje wyjściowe, 18. Batalion przesunął się z odwodu na wysunięte pozycje przygotowawcze, a 17. Batalion – kierując się na Colle San Angelo – przekroczył Widmo około 6:30 i krótko po godz. 7:00 dotarł do celu, o czym zameldowano. Nie była to jednak prawda, bo żołnierze osiągnęli jedynie niewielki pagórek przed Colle San Angelo, gdzie rozpoczęli walkę z silnym niemieckim oporem. Przy wysokich stratach udało się go zająć, a następnie dwie kompanie ruszyły na właściwi szczyt, ale wyhamował je ogień II./Gebirgsjäger-Regiment 100 i obie musiały się wycofać. 
 
Żołnierze z 3. Dywizji Strzelców Karpackich podczas walk o wzgórze nr 593 w maju 1944 r.
Źródło: https://www.tvp.info/42630834/75-lat-temu-polscy-zolnierze-zajeli-klasztor-na-monte-cassino
Jeszcze przed rozpoczęciem działań Polacy zmienili sposób walki, w której od teraz główną rolę miały odgrywać małe grupy szturmowe w sile drużyny lub plutonu. Mimo to, w warunkach górskich, lepsza okazała się taktyka Niemców, czyli wspomniana wyżej walka małymi zespołami po 3-4 osoby, wyposażone w pistolety maszynowe i lekkie karabiny maszynowe.  

O godz. 7:30 swój marsz rozpoczął szwadron pancerny, który miał zaatakować Widmo od tyłu. Teren był tak niesprzyjający, że czołgi dotarły na szczyt dopiero o godz. 15:00, czekając w międzyczasie na zaopatrzenie i saperów. Tymczasem 15. Batalion nadal nie oczyścił Widma z południowej części, a w dodatku przez większość czasu nie było z nim łączności. Również w Colle San Angelo sytuacja była niepewna, bo Niemcy w każdej chwili mogli je odbić. W wyniku tego płk. Rudnicki polecił 13. Batalionowi aby wsparł tam 17. Batalion i wyparł nieprzyjaciela z winnicy. Polacy – siłami dwóch pozostałych kompanii – ruszyli o godz. 11:10 i gdy 20 min później dotarli do Widma, przywitał ich zmasowany ostrzał sekcji MG oraz moździerzy, co skutecznie zatrzymało posuwanie się do przodu. O godz. 13:15 pododdziałom z 17. Batalionu w końcu udało się przedrzeć na zbocze Colle San Angelo. Do tej pory w walki uwikłane były cztery polskie bataliony: 13., 15., 16. i 17, więc w rezerwie pozostał tylko 14. Batalion, który po ostatnich starciach nie za bardzo nadawał się do większych operacji. W związku z tym gen. Sulik wyznaczył 18. Batalion jako rezerwę dla płk. Rudnickiego. 
Do wieczora 17 maja – mimo pewnych sukcesów – sytuacja na Widmie dalej była niejasna, a ponadto odczuwano coraz większe braki w amunicji. Pozbawiony łączności 15. Batalion miał do dyspozycji nieco ponad 100 żołnierzy, 16. Batalion cały czas walczył na południowym stoku, a czołgi nie radziły sobie zbyt dobrze w tak górzystym terenie i na razie do niczego się nie przydały. Co gorsza dla Polaków, sytuacja na Colle San Angelo stawała się coraz bardziej nieciekawa, gdyż trzeci już kontratak II./Gebirgsjäger-Regiment 100 z godz. 14:15 nie dość, że był zaskoczeniem, to wyrządził niemałe straty, a w jego wyniku jeden z dowódcą kompanii z 17. Batalionu dostał załamania nerwowego, przez co Polacy zaczęli się cofać i zatrzymali się dopiero na Widmie. Oczywiście natychmiast rozkazano kontrnatarcie, które rozpoczęło się o godz. 16:00 nawałą artyleryjską. Nieco wcześniej, o godz. 14:30, rezerwowy 18. Batalion miał wejść na Widmo, gdzie dotarł po dwóch godzinach, a dwie kompanie z mocno osłabionego 14. Batalionu ruszyły na grzbiet wzgórza. Gdy artyleria ucichła, siły 13., 16., 17. Batalionu oraz grupy kpt. Smorkowskiego – 1. Samodzielna Kompania Commando – ruszyły jako Batalionowa Grupa Bojowa i mimo niemieckiego oporu Polacy wdarli się wzgórze przed Colle San Angelo i na właściwe północne stoki. Niemniej jednak wieczorem 17 maja Niemcy nadal panowali nad szczytem. Po godz. 17:00 gen. Anders poinformował dowódców dywizji, że nieprzyjaciel prawdopodobnie w nocy będzie się wycofywał, a brytyjska 78th Infantry Division powinna zająć do rana drogę nr 6. Co więcej 5. Dywizja Kresowa miała o godz. 21:00 przejść do obrony na Colle San Angelo, gdyż istniało ryzyko kontrataku. Następnego dnia – 18 maja – po nawale artyleryjskiej Polacy mieli uderzyć na wzgórze nr 575. 
 
M4 Sherman o nazwie "Pięść" (dowódca: ppor. Mieczysław Białkiewicz) z 4. Pułku Pancernego podczas zajmowania pozycji na Gardzieli, 17 maja 1944 r.
Źródło: Poligon - nr 2014/03
Wcześniej, 17 maja o godz. 4:00, do niemieckich pozycji na wzgórzu nr 593 dotarł 4. Batalion z 3. Dywizji Strzelców Karpackich, który miał tam przeprowadzić rozpoznanie. O godz. 7:40 oddział pod dowództwem ppłk. Fanslaua zaatakował wzgórze dwoma kompaniami z północy i północnego-wschodu. Polacy musieli odbijać po kolei każdy bunkier zmagając się z twardym oporem sił 1./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 i ostrzałem z Colle San Angelo. Polacy byli zaskoczeni, bo przecież wzgórze to miało być zajęte przez kolegów z 5. Dywizji Kresowej. Kolejny atak z godz. 11:30 został powstrzymany przed szczytem, a kolejny zaplanowano na godz. 12:30 – załamał się po przejściu zaledwie 20 metrów.
 
W międzyczasie grupa bojowa pod dowództwem ppłk. Raczkowskiego zaatakowała farmę Albaneta, a 2. Szwadron z 4. Pułku Pancernego wraz z kompanią z 6. Batalionu osiągnęły południowy wylot wąwozu. Kontynuowanie marszu powstrzymały pola minowe i zmasowany ostrzał z zachodnich stoków wzgórz nr 593 i 569. Jako że wydawało się, iż 4. Batalion zajął już wzgórze nr 593 – 6. Batalion przeszedł przez jego północno-zachodni stok o godz. 9:00, ale się przeliczył, bo został ostrzelany ze szczytu i południowych stoków Colle San Angelo, które przecież miało być już w polskich rękach. Natarcie na farmę Albaneta utknęło i dopiero bezpośredni rozkaz dowódcy brygady z godz. 10:00 zmusił żołnierzy do jego kontynuowania. Mimo zajęcia kilku bunkrów przy jej wejściu, straty były tak wysokie, że zapał bojowy pododdziałów osłabł, a dodatkowo niemożliwe było wsparcie czołgów, gdyż przeszkody terenowe zasłaniały im widok niemieckich pozycji. Do wieczora 6. Batalion utrzymywał rozproszone pozycje w rejonie farmy, a czołgi wycofały się w głąb wąwozu.  
Mimo zajęcia Widma, części Colle San Angelo, części wzgórza nr 593 i części farmy Albaneta – czyli znacznie więcej niż zdołali poprzednicy – nadal nic nie było rozstrzygnięte. Trzeba także dodać, że sukces ten był w dużej części spowodowany brakiem Fallschirm-Jäger-Regiment 1, który nie mógł przeprowadzać kontrataków, gdyż odpierał brytyjskie natarcie w Dolinie Liri. Nie chodzi o to żeby gdybać, ale w innym przypadku sytuacja z wieczora 17 maja wyglądała by zapewne całkiem inaczej. Niemcy i tak zadali Polakom poważne straty, a walczyli tam wtedy siłami dwóch-trzech batalionów. Trzeba jednak podkreślić, że i te były już bardzo mocno osłabione, szczególnie w I./Fallschirm-Jäger-Regiment 3, którego 1. Kompanie broniła wzgórza nr 593. 
 
 Polscy żołnierze na Widmie, 18 maja 1944 r.
Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:In_the_Battle.jpg
Zgodnie z zapowiedziami, 17 maja o godz. 20:20 dotarła informacja, że Brytyjczycy doszli do drogi nr 6 i mieli ją pod kontrolą. Tymczasem 1. Fallschirm-Jäger-Division otrzymała rozkaz opuszczenia obszaru Cassino i przejścia na Linię Sengera. Odwrót rozpoczęto w nocy z 17 na 18 maja, ale II./ Fallschirm-Jäger-Regiment 4 – znajdujący się wówczas w Cassino – miał wycofać się przez ruiny klasztoru, gdyż droga obchodząca Monte Cassino była odcięta. Polacy już o godz. 23:10 wiedzieli jakie przedsięwzięcie poczynił nieprzyjaciel i 18 maja o godz. 3:25 pododdziały z 2. Brygady Strzelców Karpackich miały przeprowadzić rozpoznanie, czy wzgórze nr 593 nadal jest tak silnie bronione jak dotychczas. Okazało się, że tak, ale przeprowadzony o godz. 5:30 atak siłą kompanii z 5. Batalionu w końcu się przebił i wreszcie przed godz. 7:00 Polacy zajęli tę kluczową pozycję.
 
Również pod farmą Albaneta sytuacja powoli stawała się lepsza. Po rozminowaniu o godz. 5:20 uderzyły czołgi, ale już po kilkunastu minutach dwie maszyny… wjechały na niemieckie miny na ścieżce, która była już rzekomo czysta, i jako że saperów już nie było, załogi same musiały sobie z tą przeszkodą poradzić. Równocześnie 6. Batalion o godz. 5:45 nacierał na budynki farmy Albaneta. O godz. 10:00 niemiecki opór wygasł, a 15 min wcześniej padło wzgórze nr 569, gdzie zresztą już się za bardzo nie broniono. Gdy wszystko wskazywało na to, że Niemcy osłabli, o godz. 7:30 padł rozkaz dla 12. Pułku Ułanów Podolskich, aby ten ruszył na ruiny klasztoru. Grupa uderzeniowa dotarła tam o godz. 9:40, gdzie zastała niewielką grupkę rannych niemieckich żołnierzy. Bez jednego wystrzału - nad niezdobytą dotąd twierdzą - od godz. 10:20 powiewała polska flaga. 
 
Żołnierze z 12. Pułku Ułanów Podolskich w ruinach klasztoru na Monte Cassino, 18 maja 1944 r.
Źródło: https://ww2db.com/image.php?image_id=17822
W tym czasie oczyszczono także Cassino, gdzie nie było już praktycznie żadnego oporu. O godz. 11:30 całe miasto było w rękach Brytyjczyków z 10th Infantry Brigade. Jednak nie wszędzie Niemcy odpuścili. Na odcinku 5. Dywizji Kresowej walki trwały nadal, gdyż osłaniano tam ruchy odwrotowe wojsk. Jeszcze o godz. 10:00 zaciekła niemiecka obrona zatrzymała nacierający 16. Batalion tuż przed Colle San Angelo i dodatkowo przeprowadzono kontrnatarcie. Polacy ponownie ruszyli dopiero o godz. 16:00, ale tym razem resztkami sił 15. i 17. Batalionu, kompanii z 18. Batalionu, grupy kpt. Smorkowskiego, jednego z wcześniej sformowanych półbatalionów składającego się z różnych pododdziałów dywizyjnych i przy wsparciu czołgów z 3. Szwadronu. Mimo początkowego sukcesu, Niemcy rozpoczęli nawałę artyleryjską, a około 50 strzelców spadochronowych wyprowadziło kontratak. Dopiero o godz. 19:30 losy tej potyczki przechyliły się na korzyść Polaków. Ponadto o godz. 20:30 wyczyszczono Villa St. Lucia, a następnego dnia rano na wzgórzu nr 575 spotkały się pododdziały zwiadowcze z 3. i 5. Dywizji. Na tym zakończyły się walki w rejonie Monte Cassino.  
 
Polska flaga na ruinach klasztoru na Monte Cassino, którą wywiesili żołnierze z 12. Pułku Ułanów Podolskich 18 maja 1944 r. o godz. 10:20
Źródło: http://www.polska-zbrojna.pl/home/articleshow/16032?t=pod-monte-cassino-walczyli-o-polske
Podsumowanie
Pierwsze trzy bitwy o Monte Cassino wykazały, że wojska alianckie nie są przygotowane do walk w warunkach górskich, nie licząc Marokańczyków i Algierczyków. Okazało się, że bez wykorzystania swojego atutu w postaci lotnictwa, artylerii czy broni pancernej, są praktycznie bezradni. Brytyjska taktyka walki piechoty w tym wypadku okazała się kompletną porażką. Nie pomogły także bombardowania niemieckich pozycji sprzed III bitwy, które nie załamały obrońców, a wręcz wydaje się, że zmotywowały ich do jeszcze skuteczniejszego oporu. O powodzeniu Aliantów w bitwie pod i o Monte Cassino przesądziło przede wszystkim wejście Francuzów na masyw Ausonia oraz przełamanie niemieckiej obrony w dolinie rzeki Liri. Generalfeldmarschall Albert Kesserling uznał, że dalszy opór jest bezcelowy i zarządził odwrót swoich oddziałów, więc w czasie gdy Polacy zajmowali już Monte Cassino, Niemców praktycznie tam nie było - zresztą zajęto je przecież bez ani jednego wystrzału. 
Ogólnie rzecz biorąc, Niemcy bitwę o Monte Cassino przegrali, gdyż zbyt późno i w zbyt dużym rozproszeniu wprowadzili do walki swoje odwody operacyjne, w wyniku czego nie zdążono na czas obsadzić najbardziej zagrożonych odcinków frontu: 90. Panzergrenadier-Division spóźniła się pod Pignataro, 26. Panzer-Division nie zablokowała nas czas drogi z Esperia do San Oliva, a 29. Panzergrenadier-Division nie udało się wyprzeć Aliantów z rejonu Teracina-Fondi. Co więcej, siły 10. Armee były niewystarczające do samodzielnego zatrzymania ofensywy, a jej znaczna część w początkowej fazie zmagań znalazła się poza walką. Nie bez znaczenia jest fakt, że odwody, jakimi dysponowano w tym rejonie, były niewystarczające, szybko je zużyto i często musiały walczyć w dużym rozproszeniu na dwóch kierunkach (90. Panzergrenadier-Division i 15. Panzergrenadier-Division). Warto tutaj jednak wspomnieć o Fallschirm-Jäger-Regiment 1, który na południe od Cassino zatrzymał prawe skrzydło XIII Corps, a także o 90. Panzergrenadier-Division, która - mimo spóźnienia i rozdzielenia na dwie grupy bojowe - poradziła sobie całkiem nieźle z przeważającym naporem wroga. 
 
Wrak czołgu M4 Sherman z 4. Pułku Pancernego, którym dowodził ppor. Ludomił Białecki. Pojazd wjechał na niemiecką minę i został zniszczony u wylotu Gardzieli 12 maja 1944 r. w wyniku czego zginęła cała załoga. 18 maja 1946 r. ze szczątków czołgu postawiono pomnik upamiętniający poległych
Źródło: Poligon - nr 2014/03
Jeżeli chodzi o pas działań II Korpusu Polskiego, to ten został rzucony do walki w bardzo trudnym terenie i nie do końca osiągnął założone cele. Pierwsze natarcie - mimo przewagi liczebnej - zostało źle zaplanowane, co doskonale wykorzystał
Fallschirm-Jäger-Regiment 3, który i tak był najsłabszym pułkiem w dywizji. Co więcej, stwierdzenie, jakoby polskie natarcie z 12 maja 1944 r. związało niemiecką obronę, nie za bardzo się broni. Stojący na tyłach Fallschirm-Jäger-Regiment 1 skierowano 13 maja 1944 r. do Doliny Liri, a nie na linię polskiego natarcia, więc Niemcy uznali, że nie jest wymagana tam interwencja większych sił. Gdyby Polacy zdobyli wzniesienia pomiędzy Mote Cassino a Colle San Angelo - zapewne na nich spadłoby kontratak tego pułku, gdyż wówczas związaliby odwody LI. Gebirgs-Armeekorps. Tak się jednak nie stało - II Korpus Polski nie oskrzydlił Doliny Liri, co znacznie ułatwiłoby Brytyjczykom wyrzucenie stamtąd Niemców. Polacy związali jedynie znajdujące się w ich rejonie ataku siły, co równie dobrze mogliby zrobić nie wykonując natarcia, a prowadząc jedynie działania pozorowane. Wszystko więc wskazuje na to, że gdyby nie sytuacji w Dolinie Liri - Monte Cassino nie zostałoby 18 maja 1944 r. przez Polaków zdobyte. Warto więc pamiętać, że na niewątpliwy Polski sukces miały wpływ inne wydarzenia, bez których zapewne nie byłby osiągnięty, ale tak to już jest na wojnie i nie ma potrzeby ani sensu podejmować próby analizy "co by było gdyby?", bo przecież jakby Niemcy zajęli chociażby Moskwę, Kaukaz i wybili Aliantów w Afryce, o bitwie na Monte Cassino nikt by nie słyszał, bo nie miałaby miejsca.

2 komentarze:

  1. Bardzo interesujący artykuł, chyba kolejny z tak potrzebnego cyklu obalania mitów. Czekam z niecierpliwością na kolejne teksty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry artykuł. Pełne, wszechstronne spojrzenie. Podsumowanie z trafnymi pytaniami.

    OdpowiedzUsuń