08 maja 2019

"Czołg, stój! Celownik 200, przeciwpancernym - ognia!" - Tygrys Normandzki z Versainville

W sierpniu 1944 r. już po lądowaniu Aliantów w Normandii Niemcom pozostała desperacka obrona przed nacierającymi masami ludzi oraz sprzętu przeciwnika. Prowadząc działania na dwóch frontach Wehrmacht i Waffen-SS znajdują się pomiędzy młotem a kowadłem, lecz nie mają wyjścia - muszą walczyć do końca. Po swoim największym zwycięstwie z 7 sierpnia 1944 r., o którym pisałem dwa miesiące temu, PzKpfw VI "Tiger" o numerze bocznym 134 z 1. Kompanii 102. Batalionu Czołgów Ciężkich II Korpusu Pancernego SS dowodzony przez SS-Junker'a Will'a Fey'a opuszcza kompanię remontową i może ruszać do dalszych działań - tym razem w rejonie drogi nr 158 pomiędzy Caen a Falaise. 

Zgodnie z raportem datowanym na 14 sierpnia 1944 r. Grupa Armii B poinformowała, że od 6 czerwca 1944 r. zniszczyła 3370 czołgów i 475 samolotów przeciwnika. Jednak ta wojna na wyniszczenie nie dała za wiele Niemcom, bo kwestią czasu było ich okrążenie, które zamykało się niebezpiecznie szybko. Przez dwa miesiące niemieckie dywizje pancerne robiły wszystko żeby opóźnić nieuniknione, a dowództwo nie pozwalało oddać Wehrmachtowi i Waffen-SS ani metra ziemi, nawet jeśli miało się to wiązać z bezsensownymi stratami. Na północ od Falaise kanadyjski II Korpus dysponował około 700 czołgami, podczas gdy po drugiej stronie - Panzergruppe West i 7. Armia miały ich...35. Podobnie było pod Argentan - przeciwko 300 Shermanom walczyło 70 niemieckich pojazdów pancernych. Biorąc pod uwagę dane statystyczne, podczas walk w kotle Falaise Niemcy mogli wystawić około 105 czołgów przeciwko 1000 pojazdów nieprzyjaciela.
Po bitwie pancernej z 7 sierpnia 1944 r. PzKpfw VI Tiger o numerze bocznym 134 jest gotowy do boju tydzień później. 14 sierpnia opuszcza kompanię remontową i kieruje się w stronę szerokiej, betonowej drogi, która prowadzi z Caen do Falaise. Rozkaz brzmi: "Blokować tę ważną arterię drogową, biegnącą prostą linią od naszych pozycji". Po przejechaniu kilkunastu kilometrów Tygrys ustawia się z boku szosy, gdzie ma bardzo dobre stanowisko ogniowe i czeka na rozwój wydarzeń. Za nim rozciąga się miasteczko St. Pierre, które z oddali przykrywa poranna mgła. Można by rzec, że budzi się do życia, ale z uwagi na działania wojenne - wątpliwe, że ktoś tam śpi. Podobna sytuacja jest przed czołgiem, którego lufa skierowana jest na pierwsze domostwa miejscowości Soulangy. Dzień wcześniej - 13 sierpnia - została ona zajęta przez przeciwnika, przez co w stronę niemieckich pozycji wąską kolumną wycofują się oddziały z 12. Dywizji Pancernej SS "Hitlerjugend". Waleczne dzieciaki, ale przez swój fanatyzm, często bezsensownie giną jeden za drugim. Nie kalkulują - po prostu idą w bój za wpajaną im od najmłodszych lat ideologią.  Amerykanie nazywają ich "Dywizją Dzieci", ale już po kilku pierwszych starciach te "dzieci" pokazały, że wcale nie będą łatwym przeciwnikiem, potrafiącym stawić opór przeciwnikowi posiadającemu nieraz znaczną przewagę. Z dnia na dzień szyderstwa zastępuje strach oraz podziw. 

Linia frontu od 6 do 19 sierpnia 1944 r. Na drodze nr 158 pomiędzy Caen a Falaise działania operacyjne przeprowadza załoga PzKpfw VI Tiger o numerze bocznym 134
Źródło: https://www.themaparchive.com/media/catalog/product/cache/1/image/b9d24ee63e043d9dae72d8cfeefe8ff8/A/x/Ax00537.jpg
Grenadierzy pancerni broniący drogi Caen-Falaise dowiadują się, że w pobliżu znajdują się czołgi nieprzyjaciela. Niedługo potem również Fey i jego załoga je dostrzegają. Wyłaniają się zza szczytu wzniesienia i wydaje się oczywiste, że ich zadaniem jest wbicie się klinem w drogę pomiędzy St. Pierre a Soulangy. Kanadyjska piechota przedzierała się całkiem sprawnie przez powalone drzewa i zarośla, a przed Tygrysem nr 134 niemieccy grenadierzy pancerni opuszczali okopy i biegli w kierunku małej wioski nisko pochyleni nad ziemią z bronią gotową do strzału. Gdy dotarli do pierwszej chaty, ostrożnie wychylili się zza narożnika, kopnięciem otworzyli drzwi i wrzucili do środka kilka granatów. Niedługo po tym pojawiło się kilku żołnierzy kanadyjskich z rękami założonymi za głowami, co oczywiście oznaczało, że się poddają. Stojących przed lufami karabinów i pistoletów maszynowych Kanadyjczyków rozbrojono, przeszukano i odprowadzono na tyły. W tym czasie czołgi wroga zniknęły za zabudowaniami Soulangy i zapanowała nerwowa cisza. Tygrys nr 134 wrócił na swoje stanowisko obok drogi w celu dalszego jej blokowania. 

Znany już z poprzedniego artykułu SS-Junker Will Fey - dowódca Tygrysa nr 134
Źródło: http://precision-panzer.moonfruit.com/#/willi-feys-tiger/4574529249
Leniwe oczekiwanie na dalszy rozwój wypadków przerwał dowódca kompanii grenadierów pancernych. Poprosił on Fey'a, aby oddziały pancerne podjechały choć jednym Tygrysem z zadaniem wyprowadzenia jego ludzi z okopów strzeleckich, które znajdują się przy niedaleko leżącej drodze, gdyż zostali oni odcięci od reszty stanowisk. Pomimo wyraźnego rozkazu, że Tygrys nr 134 ma blokować drogę w okolicy St. Pierre, Fey chętnie się zgadza. 
Nie tracąc czasu Tygrys wyrusza w stronę uwięzionych grenadierów. Po szybkim przejeździe przez pola w kierunku Soulangy, załoga otrzymuje przez radio od dowódcy skrótowy układ stanowisk swoich podwładnych. Zaraz po tym, Fey otrzymuje informację, że pomiędzy domami Soulangy znajdują się czołgi wroga. Po szybkim rekonesansie rozpoznaje 10 Shermanów, które jeden za drugim ostrzeliwują odcięte pozycje Niemców. Nie było na co czekać, trzeba było przystąpić do natarcia. "Przeciwpancerny i ognia!" - krzyknął Fey. Tygrys był oddalony od ich pozycji o około 400 m. Zgodnie z wypróbowaną wcześniej taktyką, strzelał do najbardziej wysuniętego czołgu, a następnie do ostatniego w szyku. Zrobiło się z tego ogromne zamieszanie. Już nawet bez ingerencji niemieckiej maszyny robił się tam niezły kocioł, a teraz przerodziło się to w cyrk. Zanim Alianci ogarnęli co się dzieje, dwa Shermany stały w ogniu, a nim zlokalizowali skąd strzela, kolejne zostały eliminowane z walki. Potężna armata Tygrysa grała swój upiorny marsz żałobny wypluwając pociski przeciwpancerne jeden za drugim. Po kilku minutach starcia wszystkie 10 amerykańskich czołgów stało w płomieniach. Nie miały nawet możliwości zmiany pozycji. 

PzKpfw IV Ausf. J z 12. Dywizji Pancernej SS "Hitlerjugend" w okolicach Caen, lato 1944 r. 
Źródło: https://www.bild.bundesarchiv.de/cross-search/search/_1557165304/?search[view]=detail&search[focus]=67
Zanim grenadierzy pancerni z trzydziestoma młodymi chłopakami z 12. Dywizji Pancernej SS "Hitlerjugend" opuścili swoje stanowiska i wycofali się w kierunku niemieckich czołgów, na horyzoncie pojawiła się kolumna transporterów opancerzonych. Popołudniowe słońce pozwalało wyraźnie dostrzec namalowane na ich maskach białe gwiazdy. W każdym razie, nie było możliwości, że mogą to być niemieccy żołnierze - nie nacieraliby z tamtego kierunku. Po chwili w ich stronę poleciały pociski artylerii oraz karabinów maszynowych. Wkrótce cały konwój pokryty został ogniem z każdego rodzaju broni, jaką dysponowali na tę chwilę Niemcy. Teraz przez następne godziny nie musieli obawiać się zaskoczenia z tamtego kierunku. 

Model PzKpfw VI Tiger o numerze bocznym 134 podczas walk w Normandii latem 1944 r. 
Źródło: http://precision-panzer.moonfruit.com/#/willi-feys-tiger/4574529249
Po tych wszystkich wydarzeniach Tygrys nr 134 musi wracać na swoje pierwotne stanowisko blokujące drogę do St. Pierre. Uratowani grenadierzy obsiedli pancerze niemieckich czołgów, wykorzystując całą wolną powierzchnię i nie mogli się doczekać, kiedy ruszą z miejsca. "Czołgi, w tył zwrot - jazda!" - rozkazał Fey. Ale pojawia się problem - Tygrys nie odpala. Kierowca przełyka ślinę i znów naciska przycisk rozrusznika - nic to jednak nie daje. Fey wraz z radiooperatorem wyskakują z pojazdu. Nie ma wyjścia, trzeba odpalać ręcznie za pomocą korby. Jednak i to nie przynosi efektów. Spoceni z wysiłku i nerwów zastanawiają się co robić. Niemieckich oddziałów nie ma już w pobliżu, za to coraz bliżej nacierają oddziały kanadyjskie - już widać kłęby kurzu od północnego wschodu. Można ich poprosić o pomoc, ale to zdecydowanie najgłupszy pomysł.

3. Dywizja Kanadyjska przemieszczająca się w kierunku Falaise, 14 sierpnia 1944 r. 
Źródło: http://tnijurl.com/ad90abd3bb48/
Nastaje noc. Czołg ani myśli odpalić. Fey decyduje opuścić na chwilę swoją załogę i przemieszcza się pieszo w stronę innego Tygrysa należącego do dowódcy kompanii. Jak go poinformowano - znajduje się on w ogrodach przy zachodnim skraju miasta. Po dotarciu na miejsce wyjaśnia mu w jakim położeniu znajduje się jego załoga, po czym pada decyzja o holowaniu. Spodziewanej reprymendy nie ma, bo powierzone zadanie zostało wykonane, a dopalające się wraki w dolinie Soulangy są najlepszym dowodem konieczności interwencji. Zaraz po dotarciu do St. Pierre, załogi wszystkich czołgów dostają rozkaz wyjazdu do Falaise.


Kolumna ze 102. Batalionu Czołgów Ciężkich SS w Normandii, sierpień 1944 r.
Źródło: https://www.flamesofwar.com/hobby.aspx?art_id=501
15 sierpnia 1944 r.  Niemieckie czołgi znajdują się w miejscowości Versainville leżącej na północ od Falaise. Po kilku godzinach pracy kompania remontowa usuwa część uszkodzeń Tygrysa nr 134 i przywraca czołgowi pełną zdolność bojową. Zanim dokończyli pracę, pada rozkaz natychmiastowego wyjazdu do walki. Okazuje się, że na północnym zachodzie znajduje się duże skupisko Kanadyjczyków, które przedziera się w kierunku Versainville. Jeśli Niemcy nie podejmą defensywy - grozi im pełne okrążenie oraz dostanie się do niewoli. Po nerwowych oczekiwaniach w końcu ostatni sworzeń zostaje zamontowany i Tygrys nr 134 może ruszać. Załoga w międzyczasie uzupełniła amunicję do czołgu i MG 34 upychając gdzie się da naboje kalibru 88 mm. Od tej chwili los miejscowości oraz niemieckich oddziałów zależał od kilku czołgów. Fey pod osłoną domów, skierował pojazd trasą biegnącą równolegle do kanadyjskiego natarcia. Dzięki temu Tygrys mógł otworzyć ogień do nacierających oddziałów ze skrzydła. 

PzKpfw VI Tiger ze 102. Batalionu Czołgów Ciężkich SS podczas działań w ramach Operacji Tractable, sierpień 1944 r. 
Źródło: https://www.flamesofwar.com/hobby.aspx?art_id=600
Jeszcze dobrze nie wyjechali zza osłaniających ich z lewej strony domów, a już rozpoczął się ostrzał. Pocisk za pociskiem nadlatywał z przeraźliwym wyciem, eksplodując między zabudowaniami Versainville. Kwestią czasu było, aż cała miejscowość zamieni się w jedno wielkie gruzowisko. W szkołę, którą przekształcono na szpital polowy, trafiły dwa. Tych rannych, których udało się stamtąd wynieść, natychmiastowo ładowano do ambulansów i na ciągniki w celu wywiezienia ich pod osłoną piechoty. Ogień zaporowy trwał właściwie bez przerwy - nie było widać końca. Fey przyglądając się temu "spektaklowi" uznał, że najrozsądniej będzie wydostać się wąską uliczką na otwartą przestrzeń, żeby mieć większe pole ostrzału. Z poprzednich doświadczeń wynikało, iż za taką ścianą ognia posuwa się masa piechoty przeciwnika. 
Kierowca modląc się żeby kompania remontowa dobrze wykonała swoje zadanie, szarpnął maszyną i na ile pozwalało podłoże - rozpędził czołg manewrując pomiędzy wąskimi zaułkami. Ale jak pech, to pech - taka jazda spowodowała zerwanie lewej gąsienicy. Pomiędzy zabudowaniami, gdzie przewaga odległości Tygrysa jest właściwie bez znaczenia, trzeba było przywrócić czołgowi aspekt mobilności. Nie tracąc czasu na dywagacje Fey, radiooperator, a także ładowniczy używając lin, łomu oraz wyciągarki w rekordowo krótkim czasie unieśli ciężką gąsienicę i połączyli jej dwa rozerwane końce - a to wszystko pod lawiną odłamków kanadyjskiej artylerii. Tym razem już uważniej, kierowca ruszył do przodu żeby wydostać się spod ostrzału. Po chwili osiągnięto upragniony otwarty teren, zaraz za pierwszą falą ataku, która szła prosto przez pole. Fey dawno nie widział tak wielkiej masy ludzi. 

Mk VIII Cromwell przejeżdża obok opuszczonego niemieckiego działa przeciwpancernego 8,8 cm PaK 43/41, sierpień 1944 r.
Źródło: https://www.flamesofwar.com/hobby.aspx?art_id=600
"Czołg, stop! MG na wieżyczce, celownik 300 - zamiataj!" - wydał rozkaz radiooperatorowi Fey. Pociski z karabinów maszynowych zamiatały przedpole od lewej do prawej i odwrotnie zbierając przy tym krwawe żniwo. Kanadyjczycy zostali zaskoczeniu w środku ataku - na otwartej przestrzeni nie mieli gdzie się ukryć, tylko nielicznym udało się dobiec do jakiejś osłony. Tygrys stał tak ulokowany, że mógł strzelać przed i poza domami, a pierwsza fala alianckiej piechoty w panice zaczęła rozchodzić się w różne strony. Czerwone flary natychmiast zostały wystrzelone w niebo, kierując ogień artylerii wroga na skraj Versainville, ale Niemcom to nie przeszkadzało, gdyż byli ulokowani blisko pozycji Kanadyjczyków, a ci przecież nie będą ładować w swoich. 
Fey rozkazał przejechać czołgowi w kierunku domostw w celu uciszenia kilku żołnierzy nieprzyjaciela. Tygrys dojechał do drogi i załoga zobaczyła w pobliskim rowie kilkunastu piechurów przyciskających płaskie hełmy do głowy. Zanim jednak przystąpiono do działań, Fey dostrzega wrogi pojazd: "Czołg - stój! Pojazd wroga po lewej! Przeciwpancernym, celownik 200 - ognia!". Po celnym trafieniu pada kolejny rozkaz: "Dwadzieścia metrów w prawo, czołg wroga! Strzelać, gdy cała wieżyczka znajdzie się na celowniku!". Tygrys ryknął złowieszczo i dwoma pociskami przeciwpancernymi unieruchomił dwa Shermany. Ale nie było czasu na świętowanie. Fey dostrzega kolejne wieżyczki wyłaniające się spoza szczytu wzniesienia. Zanim załoga kanadyjskiego czołgu rozeznała przedpole, ich los był już przypieczętowany. Jeden celny strzał pomiędzy więżę a kadłub oderwał ją, a sam pojazd stanął w płomieniach po trafieniu drugim pociskiem w przedział silnika. Działonowy Tygrysa czekał na drugi jadący równolegle czołg przeciwnika, aż ten znajdzie się w siatce celowniczej. Załoga tamtej maszyny prawdopodobnie do końca nie widziała, że zostali namierzeni i skąd padł strzał. Nie mieli nawet sekundy na otwarcie ognia. Ale w tym czasie wokół Niemców rozegrało się piekło. Zajęta czołgami załoga nie zauważyła, że kanadyjska piechota zbliża się do Tygrysa. "Zamykać włazy! Czołg naprzód! Obrócić wieżyczkę za pomocą silnika!" - krzyknął oblany potem Fey. 

Załoga Tygrysa nr 231 ze 102. Batalionu Czołgów Ciężkich SS przygotowuje czołg do działań bojowych nakładając na niego maskowanie z gałęzi drzew; 14 sierpnia 1944 r. Tygrys ten został zniszczony w okolicach miejscowości Toumebou
Źródło: https://i.pinimg.com/originals/89/03/98/8903980420f949da382cb555e8fd7b83.jpg
Było jednak trochę za późno, bo zanim rozkaz dotarł do kierowcy, kanadyjskie ładunki wybuchowe przyczepione do pancerza Tygrysa zaczęły eksplodować z głośnym hukiem. Na szczęście Niemców obrót wieżyczki zmiótł Kanadyjczyków znajdujących się z tyłu czołgu, więc ci nie byli w stanie przyczepić więcej materiałów wybuchowych. Okazało się jednak, że udało im się zniszczyć jedynie skrzynię z narzędziami oraz osłonę lewej gąsienicy. Kierowca Tygrysa nr 134 cofnął go o kilka metrów, żeby zabezpieczyć się przed atakiem od tyłu. Teraz do akcji wkroczył strzelec-radiooperator który swoim MG 34 posyłał pojedyncze pociski w stronę wroga. Jednak czołg stał w okrążeniu piechoty kanadyjskiej, która próbowała co chwilę wejść w jego martwe pole ostrzału. Fey raz za razem wyrzucał przez właz granaty ręczne by choć trochę utrudnić zadanie próbującym się dostać na pancerz żołnierzom wroga. Trzeba przyznać, że byli naprawdę odważni. 

Manewrowanie Tygrysem pomiędzy zabudowaniami było zadaniem problematycznym; na poniższym zdjęciu czołg należący do 102. Batalionu Czołgów Ciężkich SS podczas działań w Normandii, sierpień 1944 r.  
Źródło: https://www.worldwarphotos.info/gallery/germany/tanks-2-3/tiger1tank/tiger-ss102normandy-aug44/
W tym czasie ładowniczy i działonowy za pomocą kilku pocisków burzących zniszczyli grupę domów, które znajdowały się nie więcej niż 50 m od Tygrysa w celu wyeliminowania z walki znajdujących się tam żołnierzy alianckich. Pośród takiej ilości Kanadyjczyków niemożliwe było wziąć ich do niewoli, nikt nie myślał żeby wystawić głowę przez jakikolwiek właz, a ich chwilowe otwieranie ograniczało się jedynie do wyrzucania granatów. Fey rozkazał powoli zmienić pozycję i czołg posunął się do przodu, aby dotrzeć do rozwidlenia dróg w Versainville. Nawet wtedy Kanadyjczycy obrzucili Tygrysa zapalającymi granatami ręcznymi, które jednak nie mogły wyrządzić większej krzywdy. Gdy w końcu pojazd dojechał do skrzyżowania, Fey rozkazał odwrócić wieżyczkę w stronę miejscowości i tak ruszyli w kierunku stanowiska dowodzenia batalionu. Zanim dotarli do pierwszych domów, Fey dostrzega w rowie dwóch Kanadyjczyków. Zawołał do nich, ale ci nie reagowali. Tygrys zatrzymał się, dowódca wyszedł z czołgu z gotowym do strzału MP 40, po czym szturchnął ich lufą. Dopiero wtedy wstali i z wahaniem podnieśli ręce. Na pierwszy rzut oka, po dostrzeżeniu mapników i pistoletów sygnałowych, można było przypuszczać, że są to oficerowie prowadzący natarcie. Oczywiście nie było innej opcji - musieli jechać z Niemcami. Fey zmusił ich, żeby usiedli po obu stronach armaty Tygrysa. Radiooperator stanął we włazie z pistoletem w dłoni pełniąc funkcję wartownika, a drugą próbował wyciągnąć z ich plecaków ładunki zapalające. Wyglądały one jak małe, zaokrąglone na krawędziach pudełka. Poczęstował się także długim angielskim papierosem, który wydobył z owalnej paczki, a potem wsadził dwa w usta jeńców i je podpalił. Ci nie wiedzieli co ich czeka - z rękami skrzyżowanymi za głową nie ruszyli się ani przez sekundę. Radiooperator starał się przypomnieć sobie swój angielski, którego tak niechętnie uczył się w szkole, żeby nawiązać rozmowę. Byli to sympatyczni chłopcy i nawet nieco imponowali Niemcom. - "Ile masz lat?
- "Dwadzieścia cztery."
- "A twój przyjaciel?"
- "On jest kapitanem i ma dwadzieścia sześć lat.
- "Jesteście twardymi wojownikami, ale my, Niemcy, nie jesteśmy dzikimi zwierzętami". 

Załoga Tygrysa o numerze bocznym 211 ze 102. Batalionu Czołgów Ciężkich SS obserwuje okolicę Falaise, sierpień 1944 r.
Źródło: https://www.quora.com/When-did-the-Allies-first-encounter-a-Tiger-tank-in-Normandy-Was-it-on-or-after-D-Day
Bez większych problemów Tygrys nr 134 dotarł do stanowiska dowodzenia batalionu ulokowanego na farmie. Adiutant batalionu, SS-Untersturmführer Friedl Schinhofen, zabrał jeńców na przesłuchanie, a dowódca batalionu pogratulował załodze, po czym wydał rozkaz, aby wszystkie czołgi natychmiast opuściły Versainville. Tygrys Fey'a miał stanowić tylne zabezpieczenie i jako ostatni pojazd - kierować się w kierunku Eraines.
Ledwie ruszyli, gdy znów wszczęto alarm. W pobliżu wyraźnie było słychać wystrzały z armat i karabinów maszynowych. Nie było jednak czasu na przemyślenia - czołg ruszył do przodu ku otwartej przestrzeni. Mimo że to Tygrys, to między budynkami załoga nie czuła się pewnie. Już drugi raz w ciągu kilku godzin znalazła się w środku kanadyjskiego natarcia. Z północnego zachodu w kierunku Versainville toczyły się z wolna cztery Shermany. Oznaczało to, że trzeba ruszać, nim dotrą pod osłonę ruin miejscowości, którą Niemcy chcieli jak najszybciej opuścić. Fey wydał rozkazy: "Czołg, stać! Radiooperator, otworzyć ogień z MG do piechoty. Ładowniczy i działonowy - pocisk przeciwpancerny w czołg najdalej po prawej, celownik 400 - rwij!". Jednak pierwszy pocisk minął cel, dopiero drugi trafił tam gdzie oczekiwano - w komorę silnika. Po kilku sekundach z płonącego wraku buchnął ogień. Tygrys trafił go, gdy ten jechał z pełną prędkością. Mimo że Sherman miał już lufę skierowaną w niemiecki pojazd - nie zdążył wystrzelić. Dodatkowe dwa pociski odłamkowo-burzące uniemożliwiły załodze ewakuację. W tym czasie działonowy miał już na celowniku drugi czołg. "Ta sama odległość, celuj w przód - ognia!" - krzyknął Fey. Ten też oberwał przy pełnej prędkości. Jednak, co wydawało się nieuniknione, trzeci i czwarty Sherman otworzyły ogień w stronę Tygrysa. Wystrzelone pociski przeleciały obok niemieckiej maszyny, co pozwoliło kierowcy wycofać się pod osłonę pobliskiego wąwozu. W czasie tego manewru radiooperator "zamiatał" przedpole swoim MG 34 a Tygrys "drapał" kanadyjską piechotę pociskami odłamkowo-burzacymi. Po chwili załoga dociera do pojazdów sztabowych, które powoli przejeżdżały przez wzniesienia zaraz obok Eraines. Tygrys nr 134 wraz z innym Tygrysem oraz czołgiem dowództwa ustawiono na obrzeżach miejscowości z lufami wycelowanymi w Versainville. Na horyzoncie dało się dostrzec kolumnę czołgów, które toczyły się na wschód, jeden za drugim, bez żadnej przerwy między nimi. Oznaczało to jedno - okrążenie, które było tylko kwestią czasu, właśnie się zakończyło. Jednak nie był to pierwszy kocioł, z którego musiały się wydostać oddziały Waffen-SS. 

Kanadyjscy żołnierze w Falaise, 17 sierpnia 1944 r.
Źródło: http://www.sarahsundin.com/wp-content/uploads/2014/08/Falaise-Can.-8-17-44.jpg
Można było podjechać do tej kolumny i otworzyć ogień, ale było to bezsensowne. Fey został wezwany na nocną odprawę, gdzie ustalono, że trzeba czekać na dalsze rozkazy i wyruszyć nocą w kierunku stacji kolejowej Fresnes-la-Mer. Zgodnie z tym, załoga wyjechała w stronę Vignats, dotarła do miasteczka około 03:00 i tam otrzymała dalsze instrukcje. Tuż za żywopłotem stała ciężka armata przeciwlotnicza 8,8 cm Flak 18 kalibru 88 mm. Miała ona za zadanie zabezpieczać podejście do miasta. Jej załoga z Luftwaffe już od kilku dni nie otrzymywała żadnego zaopatrzenia. W związku z tym Fey rozkazał swoim podwładnym podzielić się z nimi zdobycznym jedzeniem: puszkowanym puddingiem, masłem w puszcze, sardynkami, angielskim tytoniem oraz cydrem. Były to naprawdę delikatesowe towary. Z racji problemów z niemieckim zaopatrzeniem, chętnie korzystano ze zdobycznego - alianckiego. 

Dowódcy czołgów z 502. Batalionu Czołgów Ciężkich SS sformowanego pod koniec 1944 r. po prawie całkowitym zniszczeniu 102. Batalionu Czołgów Ciężkich SS. Od lewej: Will Fey, Paul Egger i Arthur Glagow; za nimi stoi PzKpfw VI Tiger
Źródło: https://pl.pinterest.com/pin/425308758556816340/?lp=true
W blasku oświetlonego promieniami słońca poranka, na polu zboża odległym od oddziałów Waffen-SS o jakieś 1000 m pojawiły się transportery opancerzone przeciwnika. Chłopaki z Luftwaffe szybko i sprawnie skierowali swoją armatę w tamtym kierunku, a w tym czasie - Tygrys nr 134 potoczył się w stronę małego domku na rozjeździe kolejowym, gdyż pojazdy rozpoznawcze Aliantów wpychały się od tyłu do Vignats. Czołg zajął stanowisko w taki sposób, że z żywopłotu przed nim wystawała tylko wieżyczka i lufa. W stronę linii kolejowej ruszyły dwa pojazdy rozpoznawcze, strzelające ze wszystkich luf. Działko 20 mm pluło ogniem z kanadyjskiego pojazdu w niemiecki czołg ciężki, ale to tak jakby rzucać w niego kamieniami. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków Tygrys wystrzelił pocisk przeciwpancerny, który trafił w stalowy maszt i tam pozostał. Drugi z wozów po oberwaniu pociskiem stanął nagle w miejscu - okazało się, że ma wyrwaną oś. Załoga wyskoczyła z niego i poddała się. Dwaj ludzie byli ranni, więc udzielono im pierwszej pomocy, dostarczono do obsługi Flaka i stamtąd odesłano na punkt opatrunkowy. Przyjęli z wdzięcznością okazaną im pomoc. 
Do 20 sierpnia 1944 r. 102. Batalion Czołgów Ciężkich SS zniszczył 227 pojazdów pancernych przeciwnika. Przed ofensywą operacji "Totalize" Aliantom nie udało się zniszczyć ani jednej czołgu PzKpfw VI Tiger mimo ogromnej przewagi, także w powietrzu. Gdy stało się jasne, że Niemcy znajdują się w okrążeniu, dowódca 102. Batalionu Czołgów Ciężkich SS wycofał rozkaz zabezpieczania z tyłu wycofujących się oddziałów. Każdy miał spróbować wyrwać się z kotła na własną rękę, z kierunkiem przełamania na Vimoutiers - tam właśnie był punkt zbiórki. Przed załogą Tygrysa nr 134 stało bardzo ciężkie zadanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz